4/27/2012

Śniadanie mistrza

Dawno .. nic nie jadłem. Na talerzu, kolejno: odsmażony chlebek zwykły, dwa jajeczka ze ściętym (w miarę dokładnie) białkiem, kawałek pomidora (rzymskiego, a co - zjadam Rzymian na śniadanie; jeden taki ponoć pochodzi, a to zjadam). Może się to komuś spodobać. Ż
nie musi. Jajeczka z zagrodowej kury, gospodarskiej takiej. Właściwie, to mogłaby uchodzić za koguta, taka jest gospodarska, ale nie. Kogut musi sam ROBIĆ. Co do nie go należy. Pi ać, czyt pięć, ale w języku radzie.. nie, nie. Nie dam się sprowokować politycznie. Ja tu sobie o śniadanku, a usłużny lizus zaraz doniesie. Nie żebym się obawiał. Nawet jakby doniósł, to byłoby już nieświeże, odgrzewany kotlet, musztarda po obiedzie, sól na ogonek i takie tam. Pomidor już pisałem, z tych Le, le. A chleb. Chleb odgrzewany lubię. Spieczony. Trudno mi utrafić z tymi sprzętami. Przestawiłem się z gazu na prund. Przemienny, wzbudny (ale dureń, wzbudny podkreśla:) obcowzbudny, samowzbudny, no dajcie żyć - nie w tym sensie. Nie gwarzę se. A może wiecie, kiedy w końcu WYPIEP

3 komentarze:

  1. Prawdziwe jajko, od prawdziwej kury, co chodzi sobie po podwórku i grzebie nóżką...delicjum!:)

    dok

    OdpowiedzUsuń
  2. Smakowite śniadanko Drogi Mistrzu :-)
    i kolorystycznie pięknie się komponuje

    OdpowiedzUsuń

Chcesz wstawić reklamę?

Chcesz wstawić reklamę?

Archiwum bloga