1/31/2009

Samotność Relacje z drugim człowiekiem pozwalają wypełnić czas, odpocząć, zmęczyć się, poprawić humor, zepsuć. Co pozostało z relacji stadnych, które charakteryzowały naszych poprzedników? To pytanie jest raczej nietrafione. Ale na razie napiszę Wam o filmie, który niedawno widziałem. Holiłód niech się schowa. Takich efektów nie można zrobić za pomocą komputera, dzisiaj. Może za 5-8 lat, lecz nie dziś. Fabuła dość schematyczna, osadzenie akcji na kilku sztukach walki, Chiny, spisek, zdrada, jakaś organizacja, słowem „Dom latających sztyletów”. Zobaczyć to w kinie, tak. Na to warto pójść, nie nastawiając się na specjalne wrażenia intelektualne, bo to film dla oczu. Najlepsze sceny Są na początku. Niewidoma wskazuje bembenki, stuknięte emememsem. Skąd oni wzięli tyle lentilków? Stroje zainteresują Panie. Panowie będą bardziej zainteresowania bronią i wymachiwaniem. Dla wszystkich ruch i wspaniałe plenery w dalszej części filmu. Na ten film można pójść jak na spacer do parku. Zupełnie nie zobowiązujący do szukania sensu, treści, podtekstów. Wygodnie się należy rozsiąść, wziąć do ręki drugą rękę i sycić zmysły. A samotność? No, jeśli jest ta ręka, kŧórą można chwycić, to samotność nie istnieje.

1/28/2009

Planuję napisać mały artykuł (ciągle przez u zwykłe?), o Partii. Naszła mnie ta myśl, podczas oglądania. Pewien komisarz wygłosił tezę, że zdradzasz dla Partii, Partia Ci tego nie zapomni. Czy zrobisz tak, czy siak - Partia. Nośnikiem ideologii, zawsze, jest byt odległy, nieosiągalny. Realizacja jego celów, zaś, wiedzie poprzez zmianę zachowań. Nawet poprzez kreowanie określonych zachowań. Czy to wystrój ogródka, czy rzucenie bomby podczas parady, albo zastrzelenie prezydenta mocarstwa i to dwa razy, dla pewności. Motywem przewodnim zawsze jest idea wyższa. Komuniści postanowili wyzwolić klasę robotniczą, spod wyzysku burżuazji. Faszyści chcieli zbawić świat pod egidą super rasy aryjskiej. Bankierzy nowego świata, realizują możliwość kontroli całej ludzkości poprzez ...kredyt. Mało ważne jest, jak się nazywa ta idea. Dziś nie da się poruszyć mas imieniem "króla". Szybciej można tego dokonać poprzez serial telewizyjny, albo nawet słuchowisko radiowe, jak stało się z Wojną światów w Staniech. Czy dziś ludzie są jeszcze podatni na takie manipulacje? Tak jeszcze są. Dzieje się to z coraz większą trudnością. Zapewne są już systemy ideologiczne, które za nić przewodnią mają tandem idei: ta bliska, zwykła - trafiająca do każdego człowieka, ale nie mająca siły integrującej i ta druga, już niedosiężna, ale za to mająca moc, być nieweryfikowalną. Istnieją takie dziś? A jakże, każdy może sobie sięgnąć. W sieci bez żadnego problemu, a i w wielu domach zalegają na półkach, na bliższym ręce miejscu: słowniki i encyklopedie. Dzisiaj, nowi władcy, potomkowie starych tyranów, rządzą umysłami za pomocą mediów. A jako broni używają znaczenia. Tak, już dziś możesz i ty polec w starciu z ukradzionym słowem. Pod niewinny termin, podciągane są treści inne, niż się rzeczywiście kryją. Słowa, które normalnie mają jeden, dwa desygnaty, stają się kombajnami. "Kłamstwo oświęcimskie" jest tego doskonałym przykładem. Nie służy jakimś wartościom, nawet nie wyższym, czy chociaż prawdopodobnie dobrym. Służy ściganiu światopoglądów, odmiennych od jedynie słusznych. Możesz napisać elaborat, który jest odkrywczy i świeży, a użyjesz nieopatrznie słów, które nabrały innych znaczeń i wędrujesz w najlżejszym wypadku, na salę sądową. Za słowo możesz dziś trafić do więzienia! Nie o tym miałem pisać, ale jakoś mi zeszło. Dobrze mi się pisało o Partii. Jeśli chcecie zobaczyć jak działa mechanizm kradzieży słów i manipulacja bytami oderwanymi od konkretu, podstawcie w miejsca słowa Partia, np. Kościół Katolicki. Działa?

1/27/2009

Dzieje się i nic się nie dzieje. Każdy trwa na swoim stanowisku. Podglądanie zwierzyńca daje nowe wnioski. Rozwietka bierze się za następne niki. Cóż, nie chcą rozmawiać, to trzeba uprzątnąć poletko. Alibo, co gorsze, mają inne zdanie*. Śmiesznie i strasznie, bo za sprzątanie biorą się miłośnicy wolności człowieka. Jednakowoż musi to być ochrzczony, praktykujący (nie poddający w wątpliwość pasterskiego słowa, nawet głupiego pasterza), no i obowiązkowo wolny (liberte). Dostęp do broni, to prawo każdego(!) Polaka. Z tego co mi wiadomo, orędowników odstrzelono by jako pierwszych. Ten kto ma jakoweś pojęcie o strzelaniu, domyśla się, że wielkiej przyjemności to nie sprawia, aczkolwiek. Po strzelaniu z ak-47, wersja z metalową kolbą, szum w uszach utrzymuje się do końca dnia, a i w nocy pewnie przez jakiś czas. Tak słuch zostaje nadwyrężony. Nawet wata z materaca, ale jest nieodzowna. Temat podjąłem po lekturze Rybińskiego, który pisze dziś o permanentnej bezradności...wszelkich diagnostyków sytuacji krajowej, a jużci i zagranicznej pewnie, bo nie doczytałem. Zieeew przeniósł mnie na sąsiednią stronę, apelu niezliczonej liczby aŁtorytetów, pomstujących na przyszłe (nie) nauczenie historii. Historii uczyć (śnić)- czeka Cię wielkie sprzątanie, zmywanie półek, wymiatanie spod łóżka i dywanu. Może się to skończyć nawet wyrzutką dywanu z przyczyny mnogości ważkich tematów tamże zamiecionych i postępującego gnilca, połączonego z afektem do amnezji. Uchwała sejmasa, ustaliła wszak, żęć stół okrągły najjejszy (błąd, a mogłem wybrać: najjaśniejszy, najjurniejszy, a zobaczcie se sami:) jest w kształcie i wszyscy tam zasiadający być dobry, i Kali dobry, i słoń dobry i noga słoniowa dobra- dobra dobra... * M, W. i inni– czujni strażnicy wielkiego WC i jego deski:| Ale jestem złośliwy, wstyd.

1/25/2009

Jaromir Nohawica Takiego giganta dawno nie widziałem. Reportaż o nim i grupie towarzyszących mu ludzi, nie pozostawia obojętnym. Czeski bard, pieśniarz, gitarzysta, operujący zmarszczką, dość oryginalną. Chyba naturszczyk całkowity. Nie wiem nic o czeskiej edukacji, jeśli jednak był w szkole muzycznej, to mu nie zaszkodziła. Twórczość Jaromira, to sprawa drugorzędna, jego utwory działają na koncertach. Słuchanie z nośników nie daje pełni wrażeń. Skojarzenie z polskimi wykonawcami to oczywiście Jacek Kaczmarski. Jednak Jacka słuchanie z kasety, niczego mu nie odbiera. Dla wyjaśnienia, nie byłem na koncercie, ani jednego, ani drugiego. Pieśniarz żyje już długo, zdążył leczyć się z alkoholizmu. Nieodłączny przyjaciel, Karol Nogal, bardzo lubi przebywać w ośrodku odwykowym. Do tego stopnia, że potrzeba go wynosić na zakończenie odwiedzin. Taki całkiem normalny, Karol nie jest. Środki nacisku, jakimi dysponuje są zupełnie normalne – milczenie, taki długi foch (swego czasu ładnie opisany przez Rymasza* w wersji damskiej). Milczenie w proteście? Niekoniecznie. Milczenie do słuchania ludzkich melodii. Taka teoria, ze każdy człowiek ma swoją melodię. Słychać ją tak samo, jak widać czasami duchy. Muszą zaistnieć „sprzyjające okoliczności”: znaczy, ze odbiorca musi się odpowiednio nastroić i ...no musi wystąpić melodia. Ludzkie muzykowania. W czasie nadmiaru informacji, wszechogarniającej kakofonii usłyszeć ludzką melodię. Korol słyszał. Wiecie, że to niezłe oryginały. Czeski świat różni się znacznie od polskiego. Wytłumiono działanie związków religijnych, które nie poddały się nadzorowi państwa, nacjonalizacja rolnictwa wytworzyła socjalistyczne społeczeństwo. Nasze wsie są ostoją ludowej religijności. Czeskie wsie mniej. Reportaż pokazuje muzyków w drodze. Zatrzymują się czasami, by zapoznać się z innymi oryginałami. W drodze żyją, także. Jest to czas relacji przymusowej. Można się alienować, ale nie można nie być o metr. W niejasnych okolicznościach dołączył do zespołu kamerzysta, zdaje się rodem z Holandii, może z Belgii. Rejestracja życia podróżnego, pozwoliła na zrobienie autentycznego reportażu z autentycznych wojaży i koncertów. To Reportaż dokumentalny, fabularyzowany. Legenda przewija się od niechcenia, jak niewielka woda szemrząca po kamieniach. Ale jeszcze o oryginale Karolu. Widzimy go kiedy z drzewa, obserwuje pochód złożony z księdza, trumny, muzyków 3-4, niewielkiego konduktu. Pochód idzie niepozornymi uliczkami zaniedbanego cmentarza. Muzyka gra, a Karol obserwuje. Czyj to pogrzeb, pyta jeden z muzyków księdza – niczyj. Karol Nogal zamówił ten kondukt, by sprawdzić, czy mu się będzie podobało. Siedzi gdzieś tam i się na nas patrzy. Podobało się? Tak, podobało. Zamilknięcie Karola. Miało na celu wymuszenie współpracy Jaromira z zespołem , dość ludowym. Prawda jest taka, że prawdziwa muzyka rodzi się na kamieniu. Milczenie przyniosło efekt. NA czym polega fenomen Nohawicy? Myślę, że rzecz idzie o mistycyzm. Czy istniejący, czy imaginowany, niepodważalnie działał. Setki ludzi przychodzących na koncerty jest wyrazem uznania twórczości. Relacje od osób wychodzących są wyrazem stałości fascynacji muzyką i tekstami Nohawicy. Młodz i starzy, Czesi, Polacy, inni, zaplątani na frontjernych ścieżkach. Muzycy na scenie lokują się z prawej strony, zostawiając znaczne miejsce ... duchom. Duchom osób w jakikolwiek sposób, wcześniej, związanych z muzykami. Czy to prawda, czy bajka, sprawdźcie sami. Może Nohawica jeszcze przyjedzie stworzyć mistyczną aurę. Albo Obok zagadka: skąd pochodzi ten żart? Przewidziano nagrody

1/24/2009

Windows 7 Powinszować, to będzie na pewno bardzo udany system. jednak nie do internetu. Przeciętny zjadacz kajzerek ni będzie się potrafił przeciwstawić zalewowi internetowych śmieci. Jak jest różnica pomiędzy linuxami (wiele ich), a windą. Podstawowa jest taka, że aby coś zainstalować, trzeba wejść na konto administracyjne - podać hasło. Normalnie pracujesz na koncie ograniczonym. Jest taka opcja w Billla systemie, tylko jest niewygodna w użytkowaniu. Jeśli można coś łatwie (szybciej) to dlaczego nie? I zaczyna się instalowanie samo dziwnych rzeczy októrych człowiek pojecia nie ma. Jeśli pc zajmuje się informaty w firmi, to sobie poradzi: zabezpieczy antyvirusem, zadźga zaporą na proxy i się jakoś obroni. Kiedy zmagasz się z systemem w domu, to jesteś bezbronny. Instalujesz coraz to nowe programy, a jedyna pewność to taka, że już każdy przeskanował zawartość Twojego komputera. Zainstalowanie np. ubuntu, to dość prosta rzecz, dla osoby, która instalował inne systemy. Podstawa to dostęp do sieci. u mnie załtwił to ubu dsl. Bez dostępu część rzeczy (banalnych) jest nieosiągalna. Instalowanie dodatkowego oprogramowania odbywa sie albo z konsoli, albo programem podobnym do dodaj/usuń. Windowsowe maja swoje instalatory graficzne i ta łatwość jest błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Te banalności, to polskie wersje, niedziałające flashe i takie tam drobnostki, na które są oczywiście recepty. Czym jeszcze się różni? Nakładką graficzną. Linux ma dwie: Gnome i KDE. Różnią się wystrojem i dostępnym oprogramowaniem. Korzystam z obu. Np polskie litery nie chciały mi chodzić w przeglądarkach pod Gnome, a pod KDE tak. Po czasie odpaliłem Gnome i się okazało, że działa. Jest pewien problem w sterownikach do urządzeń typu karta graficzna. Instalowałem kilka razy i dopiero po ręcznym wpisaniu w pliku @85Hz dla wświetlania, zaczął mi ekran pracować z 84Hz (informacja z OSD monitora). Jednak jeśli już coś wskoczy, to uparcie się trzyma. Zadziwił mnie tryb drugiego monitora. W trybie dualview n vidii to się tnie strasznie w windzie - istne czarowanie. A tu nie, instalacja i ekran wyświetla się w TV jako normalny pulpit z domyślnymi zakładkami. Dostępność programów pełna i filmy odtwarzają się bezproblemowo. Tutaj normalnie są domyślnie dwa pulpity, a tv jest na trzecim i to z innymi parametrami niż monitor.

1/23/2009

Nie daje mi spokoju sytuacja z wc. Dlaczego? Myślę, że grasuje tam szajka. Na jakimś innym forum spotkałem się z formacją DN. Jest to przybudówka w KK, dająca możliwość rozwoju osobistego. No właśnie. O co chodzi z tym neokatechumenatem. Czy to sekta w Kościele. Nie mam bezpośredniego kontaktu z ludźmi, od których coś rzetelnego mógłbym się dowiedzieć. Patologie typu: umiłowanie cierpienia, wiara i modlitwa wchodząca w zabobon, czy myślenie magiczne, to normalne zboczenia. Ale DN trwa 20-30 lat. Czy po takim czasie można mieć refleksję, że to był błąd. Ależ skąd. DN jest dzisiejszym życiem klauzurowym (klasztorem), skierowanym na rodziny. Klasztor typu otwartego, niehabitowy; czy to komuś szkodzi? Myślę, że szkodzi ludziom mamionym obietnicą nieba na Ziemi. Każda demagogia ma swoje patologie, a ta jest zwyczajnym sekciarstwem. Dzisiejsze czasy niosą "tęczowe" niebezpieczeństwa. Także w KK czyhają demony, których myślą przewodnią jest trwanie za wszelką cenę. A zwykli parafianie? Zwykli parafianie mają się bardzo dobrze, nie są ufoludkami w zmieniającym się świecie. Czasami może jeden, drugi zbłądzić do nieba - piekła. Pokładajmy nadzieję w mądrości ludowej i nie przejmujmy się fałszywymi prorokami.

1/21/2009

No dosyć już tego słoneczka. Trzeba trochę przyoblec w słowa pustkę. Nice na nice, wzorzyste przejrzyste. Ważki temat Pisanie głupot, na takich blogach jak ten, to oryginalne hobby. CZłowiek posiadający określone środki może zaspokajać potrzeby socjalizacyjne w normalniejszy sposób. Nie spotka jednak, takich osób, jakie wydają mu się odpowiednie, a takie które są. To podstawowa wada kontaktów bezpośrednich. W sieci siedzą za to, różne, dość oryginalne stwory i produkują. Miriady zbędnych kodów zaludnia serwery, nie tylko Rzeczypospolitej. Sieć jest doskonałym wentylem bezpieczeństwa. W pokojowy sposób , dochodzi tu do werbalizacji żalów. Można te dane obrabiać, szukać korelacji, odczytywać nastroje społeczne - tylko po co? Jedni dla ekspresji i zaspokojenia potrzeby kontaktu (jesteśmy samotni), drudzy dla zaspokojenia potrzeby kontroli. Ta potrzeba, to konieczność. Żadna władza nie może się obejść bez kontroli. A kto tak na prawdę jest władzą? Rządy? Raczej nie. Po okresie tolerancji, włączane są mechanizmy krytyczne, doprowadzające rząd do zmian. Ta pierwsza zmiana, to porażka. Początek końca. Za chwilę polecą sondaże, po chwilowym ząbku wzrostu, z uwagi na pokajanie się. Ale potem, to już z górki.

1/20/2009

Pusty wpis

Przecież piszę, że nic nie zawiera.

1/16/2009

Widziałem film o Małym Księciu, trochę widziałem. W opisie zamieszczono informację, jakoby wąż był czymś złym. To nieprawda. Jeśli ktoś zna książkę, to wie, że wąż po pierwsze zawierał słonia, a po drugie pomógł bohaterowi, przenieść się na jego planetę. Nawet w bajkach trzeba walczyć o prawdę.

1/15/2009

Prusowie, Obodrzyce, Łużyce

Kościól wkroczył na słowiańskie ziemie i z różnym skutkiem zmieniał sposób sprawowania władzy na nich. Związki plemienne, wyznające bóstwa przyrodnicze, jak Prusowie: Trygława, Peruna, Świętowida, musiały ulec. Zorganizowane hierarchie na nowy sposób, nie mogły przegrać z rozproszonymi plemionami. Plemionami, które brały i korzystały z dóbr przyrody, na miarę potrzeb. Kumulacja dóbr w warowniach świeckich, klasztornych sprzyjała realizacji celów wojennych.

Kulminacją symboliczną, ekspresji władzy, było porąbanie św. Stanisława, przez Bolesława II. Jednak to państwo, miało już organizację nowego typu, hirarchiczną. Trudno z pomroki dziejów odkryć przyczynę kaźni.  Nie widzę innych jak władza. Choć kontrowersje były od czasu samego aktu władzy króla. Sam Bolesław, bohater licznych dzieł artstycznych, skończył marnie - za karę:)

   Biskup Stanisław do świętych należał, raczej tylko propagandowo. Do kłótni o wieś, którą jakoby nabył, zaprzągł nieboszczyka – wskrzeszając go. Analogia z wywoływaniem ducha Radziwiłłówny prosta. Czyż zatem był on bogobojnym chrześcijaninem? Pewność, że we śnie mnie nie będzie nachodził posiadam, choć jeśli stanie się inaczej, będę miał pretekst, by się „nawrócić” . Kilkaset lat później w podobny sposób broniona jest świętość autorytetów kościelnych i świeckich. Czy jest to godne? Władza ma swoje prawa, a histori uczy, że władza unieszczęśliwia ludzi, którzy jej dostąpią. Niby mogą wszystko, a tak naprawdę mogą tylko tyle, na ile pozwala fizyka i umysł.

To Wątek ze strony WC, który nie będzie już kontynuowany, przeze mnie oczywiście. Proszę o wyrozumiałość osoby, które znalazły się tu bez ich zgody.

Czwartek, 09.10.2008 15:23 DEUlafia Etyczne refleksje przy zbieraniu grzybów, a zgorszenie - wątek niereligijny      Sezon w pełni. Jak co roku potykamy się w lasach i innych przybytkach na ślady obecności bliźnich. Nie podoba się nam sposób w jaki traktują miejsce, gdzie, hipotetycznie grzyby mogłyby wyrosnąć. Samochody w lesie? To Nic. Kopnięte po wielokroć muchomory czerwone? Jak majestatycznie taki muchomor wygląda, nie pozbawiony jeszcze godności - są takie miejsca. A jak zbierać grzyby? Ja nie wiem, ale robię tak: skradam się i tropię, rozglądam się jak mogę najlepiej jeeest, zbliżam się powoli, sprawdzam paluszkiem,nic, zwykła kupa ale nie poprzestaję, moje nogi służą mi doskonale, kiedy niewydolę zaczynam na rowerze, boć te lasy są takie rozległe, i znowu tropię, węszę...las ma swój zapach, a kiedy jest grzybowy ten zapac jest niepowtarzalny. Pajęczyny - kolejną ściągam z twarzy, nieomylny znak, że tym szklakiem nikt od wczoraj nie podążał. Kiedy bardzo doskwierają biorę kijek i scierzę sobie drużkę (ale rower, nic to rower odrzucam, przeszkadza mi więc dziś go wcale nie wziąłem). Jest, prawdziwy grzyb?! '|\0, czy tylko kupka igliwia? jest. To on Upewniam się co do gatunku, Król?Maśluch?Siniak?Smardz? Prawdziwy prawdziwek. Nie nie wolno zrywać: teraz jest ta chwila, którą można się cieszyć: grzyb w naturalnym środowisku: Napawam się jego widokiem, ten ma biały brzeżek, wspaniały, doskonały kształt, piękny kolor, cały jest jest godny pożądania.  Teraz można zrobić zdjęcie, odgarnąć leśne spadki, dokonać oceny i taktyki odebrania go temu miejscu. Delikatnie poruszamy grzybkiem grzyba, już wiadomo jaki jest duży, gdzie się kończy, a gdzie zaczyna. Ukręcamy (sb) i oglądamy oddzielonego od macierzy grzybowej. To koniec. Lądowanie w koszu, torbie ect stanowi koniec radości zbierania, znajdowania. Zebrany grzyb upadla się w towarzystwie innych grzybów, stanowi tylko substrat do przetworzenia ku konsumpcji, trawienia itd. A jeszcze oskrobanie, obranie z igliwia, ziemi i innych resztek, które pieczołowicie i z namaszczeniem wpychamy do dołka po grzybie. Trochę zabobonnie, trochę pragmatycznie, doprowadzamy miejsce jakby tutaj nigdy żadnego grzyba nie było. Po co? Grzybiarze wiedzą, profani niech się zastanowią. A gdzie zgorszenie? Wg mnie w innych wątkach :)    | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 |  | » Pokaż wszystkie wpisy « | DEUlafia, a co najbardziej lubisz zbierać ? Marzanna Czwartek, 09.10.2008 15:29 (1) No to co było robić? Poszłam na grzyby! Skradałam się i przedzierałam i upolowałam! Dwa dorodne krawce, 2 podgrzybki (skąd u mnie podgrzybki? nigdy nie było...), parę zajączków i maślaków. Ja też z namaszczeniem wpycham końcówkę nogi do dziury i maskuję teren :))) A najlepsze są krawce i kurki! Twarde, aromatyczne i nie robaczywe! Agnieszka Czwartek, 09.10.2008 16:44 (2) krawce? obrazowo proszę DEUlafia Czwartek, 09.10.2008 16:58 (3) No krawiec wygląda jak koźlarek, tylko ma pomarańczowy łeb i sinieje po przecięciu. Być może w innych rejonach inaczej go się nazywa. U nas - krawiec. Agnieszka Czwartek, 09.10.2008 17:10 (4) No u nas także kra, kra, tylko że KRAŚNIAK. Piękny grzyb. Kraśniak, czyli piękniś, zpewne ze względu na kolor kapelusza, albo główki DEUlafia Czwartek, 09.10.2008 17:21 (5) Mimo wszystko grzyby lepiej podziwiać za ich piękno niż je zjadać. Profesor Czwartek, 09.10.2008 17:25 (6) a czemu nie zjadać???? Agnieszka Czwartek, 09.10.2008 17:27 (7) bo zasadniczo grzyby nie są jadalne, tzn. nie do strawienia. Kiedyś się o tym przekonałem. Profesor Czwartek, 09.10.2008 17:29 (8) Nie wszystkie pokarmy służą powiększaniu jestestwa, ew. zdobywaniu energii. Są jeszcze rozkosze kulinarne, choć te zbieracze też mają swoje uroki. DEUlafia Czwartek, 09.10.2008 17:43 (9) Jak już jesteśmy przy grzybach, to czytałem, że grzyb to nie roślina i nie zwierzę. Czy potrafiłby ktoś tutaj ten temat rozwinąć? Rado? :-) Profesor Czwartek, 09.10.2008 19:10 (10) Doceniam Profesor. Może ktoś wie co to takiego ten grzyb i w lesie i między palcami? DEUlafia Czwartek, 09.10.2008 19:17 (11) Boletus edulis i Candida albicans? Pierwszy jest okazem zdrowia , w przeciwieństwie do tego drugiego. dokholidej Czwartek, 09.10.2008 19:24 (12) Ten krawiec to zwykły osak przecież! Igor Czwartek, 09.10.2008 19:26 (13) Osak???? Ktoś zna może jeszcze inną nazwę tego wspaniałego grzyba? Agnieszka Czwartek, 09.10.2008 19:30 (14) Koźlarz czerwony Leccinum aurantiacum - borowik czerwony - kozak czerwony - brzeziczek - czerwony koźlarz - czerwony łebiec - czerwony świniak - czerwonogłówka - czerwoniak - dubiel - dźwikrąg - grzyb czerwony - kozak czerwony - krawiec - kraśniak - osak - osowiak - osiczak - osiniak - panek - podosiniak - podosinnik - podosowik - trzepietak Igor Czwartek, 09.10.2008 21:05 (15) no ten od razu musiał encyklpedię przytoczyć... :)))))))))))))) swoją drogą są jakiś inne grzyby nazywane tak różnorodnie? Agnieszka Czwartek, 09.10.2008 21:15 (16) http://mazury.jeziora.com.pl/artykuly.html?id=2439 Igor Czwartek, 09.10.2008 22:14 (17) U mnie na górkach sosenkowo - brzózkowych wysypały maślaki i kozaki. Co kto pójdzie z psem na spacer przynosi koszyczek. Okropna robota z tymi maślakami, ale sosik palce lizać (najlepiej w towarzystwie gryczanej). Profesor (10) Grzyby to ... grzyby. Dawniej nimi pomiatano zaliczając to do roślin, to do zwierząt. Mają cechy i tych i tych (choć bliżej im dozwierząt więc weganie powinni się zastanowić, czy jeść, czy nie jeść), plus swoje niepowtarzalne i doczekały się odrębnego Królestwa, obok zwierząt i roślin.  rado Piątek, 10.10.2008 08:54 (18) Profesorze (10), Grzyby, ach grzyby .. od nich się wszystko zaczęło. Grzyby przybyły z kosmosu i spożywane przez człekokształtne małpy spowodowały nadmierny rozwój ich mózgu.  Psychodeliczne grzyby spożywane przez szamanów Ameryki Południowej będą pokarmem przyszłości. Marzanna Piątek, 10.10.2008 11:15 (19) Byliśmy dzisiaj na grzybach, bo szwagierka dawno grzybów nie zbierała i miała takie życzenie, zresztą u nich tam , na antypodach, gdy tak wiszą głowami do dołu, ciężko zbierać te grzybki:-))) DEUlafio ,  na grzyby trzeba obowiązkowo brać fotoaparat , bo one tak cudnie wyglądają w tej przyrodzie. Pstryk! i borowiczek w całej krasie! Wyjdą z tego później niezłe cacka fotograficzne. dokholidej Piątek, 10.10.2008 15:58 (20) A ja właśnie zajadam się podgrzybkami w jajecznicy, ciocia z wujkiem zbierała, bo ja nie mam kiedy, w tym sezonie tyle na Śląsku grzybów że, nie do wiary. kulpa Piątek, 10.10.2008 17:48 (21) Wczoraj wybrałem się z aparatem, bo wreszcie coś było widać. Grzybków z związku z tym mało zebrałem, ale za to przyniosłem kilka fotek: http://mrrado.fotosik.pl/albumy/520383.html Tak w ogóle to wysyp muchomorów. Marnują się, a słyszałem, że szamani syberyjscy wykorzystują. Ciekawe jak to się podaje?  rado Piątek, 10.10.2008 18:09 (22) No czyż te muchomorki nie są fotogeniczne?! Szamani je wykorzystują , ale tylko JEDEN raz:-))) dokholidej Piątek, 10.10.2008 19:05 (23) eee-tam... Jeden raz... szamani to mogą wiele razy. Przecież oni te misktury nie dla siebie robią. A leczonym wszystkie problemy i dolegliwości mijają jak ręką odjął :) Agnieszka Piątek, 10.10.2008 19:13 (24) Agnieszka ,  spróbowałabyś?!:-)) dokholidej Piątek, 10.10.2008 19:14 (25) aż takich problemów to ja nie mam, dziękuję :))) Agnieszka Piątek, 10.10.2008 19:17 (26) Ja bym nie spróbował. Zawsze wystarczały mi tradycyjne, Polskie sposoby łączenia się z wszechświatem i światem duchów. Innych też nie zachęcam, ale ... żyjemy w wolnym kraju :D - wrzuciłem w google i znalazłem taki tekst: ,,Jest kilka sposobów przyrządzania muchomora czerwonego. O większości wiedzą tylko nieliczni szamani, wtajemniczeni przez swych mistrzów (lecz niestety oni ich nie zdradzają). Najbardziej znane to: suszenie w słońcu, a później zażywanie wraz z odpowiednio dobranymi ziołami; zeskrobywanie białych plam z kapelusza muchomora, suszenie ich i spożywanie bądź palenie (z tytoniem?); gotowanie zupy-wywaru z całych grzybów z (lub bez) leśnymi ziołami i owocami.  Najbardziej typowymi objawami oddziaływania muchomora są zaburzenia wzroku polegające na widzeniu otaczającego świata jako bardzo małego lub bardzo dużego. Najsilniejszym, można rzec doskonałym, jest widzenie zarazem rzeczy małymi i dużymi. Na myśl nasuwają się od razu bajki zasłyszane z dzieciństwa o... krasnoludkach. Czy były (są) to tylko bajki? Raczej nie. Były to prawdziwe opowieści szamanów-kapłanów o ich Drodze Ku Doskonałości, o ich wizjach, które przez podania ludowe „obrosły w piórka” bajki, robiąc z widzianych „małych ludzi” – krasnali. Krasnoludki posiadały bowiem wszystkie cechy ludzkie oprócz wzrostu. Zastanawiające są też nakrycia głów krasnali – nosiły one bowiem czapeczki w kształcie... kapelusza muchomora.  Jednak nie widzenie krasnali było głównym celem kapłana-szamana podczas zażywania grzybów, lecz wejście w kontakt z bytami subnaturalnymi oraz zbliżenie się do bogów, ich świata i wiedzy." rado Piątek, 10.10.2008 19:22 (27) No i zagadka Krasnali rozwiązana :))  rado Piątek, 10.10.2008 19:23 (28) ...ponadto złe widzenie można bardzo łatwo wyeliminować za pomocą innych, równie ludowych produktów DEUlafia Piątek, 10.10.2008 19:31 (29) Igor. Czy w 15 to Ci o pamfila chodziło? Jacu Piątek, 10.10.2008 20:21 (30) Czy wam nie pisałem, że grzyby to ja u Dorotki zbieram? Już tam sobie upatrzyłem przez płot siedem maślaków i dwa koźlarki. Jutro śniadanie jak znalazł ...cebula jakaś i jajko...:) Jacu Piątek, 10.10.2008 20:26 (31) To wam powiem. Blondynka wróciła z pracy. Che che che....przywiozła kosz grzybów. Jak słowo daję, łapówę wzięła od pacjenta. Tego jeszcze nie było. Co się dzieje z tą Blondynką? To nie będę zbierał jutro u sąsiadki Dorotki. Dobra. Zobaczę co jest w tym koszu. Tak się zbiera grzyby, proszę państawa....:) Jacu Piątek, 10.10.2008 20:58 (32) Tymczasem trzy sznurki grzybów już wiszą nad szafkami a z patelni rozlega się miły zapach podgrzybków duszonych...:) Jacu Piątek, 10.10.2008 22:24 (33) Już jedzone ze smakiem. Jam ci to sprawił...:) Jacu Piątek, 10.10.2008 22:48 (34) Jacu - o tej porze się nie jada, a już zwłaszcza grzybów.  Nie dziwota, że dopada Cię potem poranna depresja.  rado Sobota, 11.10.2008 18:28 (35) Rado - zdjęcie tego muchomora - musowo do Wikipedii. RSA Niedziela, 12.10.2008 11:29 (36) Zbierałem dziś kozie brody. Grzyby niepodobne do innych: z konstrukcji rydza, albo olszówki, brązowy z łatkami odpadającymi jak u kani. Najciekawsze jednak jest pod spodem: blaszki?, rurki? Nic z tych rzeczy, tam jak gdyby nigdy nic, zwisają sobie frędzelki, które mogą być jakąś odmianą rurek, bardzo przetworzoną. Od tego spodu ich nazwa pochodzi i są dobre. Zdjęcie może kiedyś, rozglądam się za miejscem prezentacji. DEUlafia Niedziela, 12.10.2008 13:34 (37) ...no to się wyjaśniło, nazywa się sarniak. Jest ich ze cztery gatunki, występujące w Polsce (tak się teraz pisze). Wszystkie są pod ochroną. Dobrze. Moja babcia siedziałaby pewnie w więzieniu, ale na szczęście nikt o tym nie wiedział, że je zbiera, a w sezonie konsumpcyjnym zjada, także częstuje - przeszłość. Teraz te grzyby rosną sobie w najlepsze, bo miastowi nie wiedzą: dobre, czy truje? Jako naczelny cynik tego forum muszę stwierdzić, że pieniądz gorszy wypiera lepszy. Jedynie z powodu miłej wiadomości, na jednej z moich licznych skrzynek pocztowych, piszę dziś na tym wątku. Było o grzybach, sezon się powoli kończy, zaraz przyjdą przymrozki. Jeszcze tylko zielonki i pod`zielonki i koniec. Czasami trafi się jakiś prawdziweczek zabłąkany i co z nim zrobić? W barszcz. Dlaczego o zgorszeniu? Właśnie podczas spacerów mam czas na rozmyślania, podczas chodzenia myśli się najlepiej. Podczas prac z maszynami może coś się wkręcić. A na spacerze nie. Dziś o artykule jednego z ważnych naszych Biskupów w piśmie Akcent. I moje prace tam niegdyś zawisły. Nie napiszę jednak o treści, bo bardziej by podchodziła pod Habemas Papam, ale o innej przypadłości. Tego tekstu to normalnie nikt by, nie przeczytał, nuda. Co cynika interesuje? Ks.Biskup pisze mądre teksty, ku pokrzepieniu wiernych (ten akurat zgodził się być Biskupem i mieszka w Pałacu), nie naucza jednak z samej mądrości. Opiera się on na innych publikacjach. Na końcu tekstu znajdują się przypisy, jak przykazano w każdej publikacji naukowej. Naukowej. Po co? Ja nie wiem. Jeśli piszemy tekst o wierze, to po to, by wierni wierzyli: ponieśli jakiś koszt, lub zmienili swoje zachowanie. Jeżeli jednak jest to dobre, to po co podpierać się innymi publikacjami. Że ktoś inny też napisał, że należy wierzyć? To nic złego jednak, to działa, przynajmniej przez ostatnie kilkanaście wieków. Dziś już Św. Augustyn nie jest tak cytowany, ale niestety czasy jakby się zmieniły. Co się nie zmieniło? Tropienie cyników z samej miłości do nich. Cytowanie, że ktoś inny też wierzy w innym mądrym pergaminie ma moc. Interpretacja uznanego tekstu, mianowicie, jest jak najbardziej na miejscu. Można uznać, że uświęca tekst pierwotny tę interpretację. Przez to uświęca isamego autora. Tak jeśli ktoś o nim, z kolei , napisze coś i zinterpretuje, to tworzy się właśnie Tradycja. To moje krzywe, rozumienie tradycji o której pisze stary ksiądz, który lepiej żeby juz umarł.  I tak pod pozorem naukowości, systematyki wiary szerzone są fałszywe twierdzenia na poparcie wygodnego życia. Nie chodzi tutaj o człowieka, który ma sumienie i nie chce już brnąć w kłamstwach, czy raczej w błąd kontynuacji. Człowiek ten rychło umrze, a jego pogląd na tradycję pogrzebany zostanie wraz z nim. Niewygodny, bo burzy mury, na których zbudowano ten świat iluzji wiary w jednego Boga. Gołym okiem widać: bóg już nie jeden, nie kocha ludzi. Ludzie nie kochają zaś już innych ludzi, a tylko te przedmioty, które łatwo celebrować: nie uciekają, są posłuszne, a obrazoburcy dzisiejszych czasów czyhają by podeptać największe tego kościoła świętości, mury i więzienia niegdysiejszego Boga. Świątynie zmienią się w dyskoteki i w hotele, lepsze to niż magazyny na zboże. Quo vadis Domine? Postaci wykorzystane w tekście są fikcyjne. Wszelkie podobieństwo jest przypadkowe (oprócz mojej Babci, oczywiście) DEUlafia Środa, 22.10.2008 10:56 (38) Deulafia, kozie brody czyli kolczaki dachówkowate nazywają u nas wołowymi mordami ;) Dziś bardzo dużo ich widziałam, ale już stare, więc nie brałam. Wybrałam się dziś z dużym koszem na grzyby chcąc wykorzystać podobno ostatni dzień w miarę dobrej pogody.  Ciocia sceptycznie popatrzyła na rozmiar mojego kosza i zaproponowała mi mniejszy :D Ale jestem optymistką, więc poszłam ze swoim. I dobrze zrobiłam ;) Nazbierałam cały, czyli przyniosłam kilka kg podgrzybków i zielonek. Dobrze, że u nas są jeszcze lasy, gdzie nie ma tłumów grzybiarzy. Nieczesto spotykam kogokolwiek ;) Czy ktoś z Was spotkał w swojej karierze grzybiarskiej boletusa satanasa? Jeśli tak to niech mi go opisze :) basiek Środa, 22.10.2008 21:43 (39) Mój "kosz" jest zawsze niepozorny, a kiedy bez niczego idę wtedy grzybów najwięcej. Dziś właśnie trafił mi się borowiczek nieprzeciętny. Przyjechał w ręce, a dwa inne w kieszeni. Ty słonko, trujów nie zbieraj, nie masz pewności, to zostaw w spokoju. Szatan to ładny grzyb i występuje w kilku odmianach. Widziałem takie podobne do podgrzybków, że tylko dla eksperta - miały jedynie kreseczki czerwieni na nodze. Ale ile można o grzybach? Istnienie jest o wiele ciekawsze. Takie narodziny, cieszą się rodzice, dziadkowie czasami, a to przecież pewny wyrok śmierci. Co się urodziło, musi umrzeć! W tym kontekście zupełnie inaczej patrzy się na apele osób dotkniętych, niektórzy powiedzą, krzyżem - chorobą dziecka. Dawniej bóg dał bóg wziął. Nie było czasu na długie rozpamiętywanie śmierci jednego z jedenaściorga dzieci. Dziś trzęsiemy się nad jedynakiem, by mu kurzyk do gardziołka nie wpadł, albo katarek nie zmacerował noska. Jestem potworem, bo nie wzrusza mnie kolejny apel w tv o datek na operację za 200000, na którą nie stać rodziców - a na apele to stać?-na podniesienie dobrostanu kaleki. Ostatnio coraz częściej hoduje się nawet rodzeństwo, jako donora dla starszego braciszka, któremu potrzebny jest zgodny szpik. Czytałem kiedyś opowiadanie "Byłem donorem" właśnie o tym. Donor wbił w swoje, sprzedane (przez kogo innego) serce lacet, bo jego biorca uległ był właśnie wypadkowi, tzw. całościowemu, ale zawsze jeździł w kasku... Jak w tym świetle jawi się niechęć do przetaczania krwi? A choroby przenoszone przez nią? Niejedzenie wieprzowiny tłumaczono nieczystością świni. Czy cudza krew nie jest sto razy bardziej niebezpieczna od kotleta schabowego z włośniem? Właśnie w tle lecą kawałki z Nabucco, Callas zawodzi niemiłosiernie, ale czego nie wybacza się gwiazdom, zwłaszcza tym które już są po wykonaniu wyroku z racji urodzenia... DEUlafia Środa, 22.10.2008 22:20 (40) Mój "kosz" jest zawsze niepozorny, a kiedy bez niczego idę wtedy grzybów najwięcej. Dziś właśnie trafił mi się borowiczek nieprzeciętny. Przyjechał w ręce, a dwa inne w kieszeni. Ty słonko, trujów nie zbieraj, nie masz pewności, to zostaw w spokoju. Szatan to ładny grzyb i występuje w kilku odmianach. Widziałem takie podobne do podgrzybków, że tylko dla eksperta - miały jedynie kreseczki czerwieni na nodze. Ale ile można o grzybach? Istnienie jest o wiele ciekawsze. Takie narodziny, cieszą się rodzice, dziadkowie czasami, a to przecież pewny wyrok śmierci. Co się urodziło, musi umrzeć! W tym kontekście zupełnie inaczej patrzy się na apele osób dotkniętych, niektórzy powiedzą, krzyżem - chorobą dziecka. Dawniej bóg dał bóg wziął. Nie było czasu na długie rozpamiętywanie śmierci jednego z jedenaściorga dzieci. Dziś trzęsiemy się nad jedynakiem, by mu kurzyk do gardziołka nie wpadł, albo katarek nie zmacerował noska. Jestem potworem, bo nie wzrusza mnie kolejny apel w tv o datek na operację za 200000, na którą nie stać rodziców - a na apele to stać?-na podniesienie dobrostanu kaleki. Ostatnio coraz częściej hoduje się nawet rodzeństwo, jako donora dla starszego braciszka, któremu potrzebny jest zgodny szpik. Czytałem kiedyś opowiadanie "Byłem donorem" właśnie o tym. Donor wbił w swoje, sprzedane (przez kogo innego) serce lacet, bo jego biorca uległ był właśnie wypadkowi, tzw. całościowemu, ale zawsze jeździł w kasku... Jak w tym świetle jawi się niechęć do przetaczania krwi? A choroby przenoszone przez nią? Niejedzenie wieprzowiny tłumaczono nieczystością świni. Czy cudza krew nie jest sto razy bardziej niebezpieczna od kotleta schabowego z włośniem? Właśnie w tle lecą kawałki z Nabucco, Callas zawodzi niemiłosiernie, ale czego nie wybacza się gwiazdom, zwłaszcza tym które już są po wykonaniu wyroku z racji urodzenia... DEUlafia Środa, 22.10.2008 22:20 (41) Deulafia, rodzina mojego męża zbiera od dziesięcioleci grzyby w naszej pobliskiej puszczy i jeszcze szatana nigdy nikt nie widział ;) Pytałam z innego powodu. U nas słysze często ile to szatanów ludzie widzieli. Gdy zaczynam pytać czym się taki szatan charakteryzował to odpowiadają mi, że był strasznie gorzki :D Wiesz już do czego piję? ;) Nawiasem mówiąc szataniasty i jemu podobne po przegotowaniu nie są już takie trujące ;) Najgorsze są, cholerka, blaszkowe :/ I tych nie ruszam, jedynie zielonki zbieram. basiek Środa, 22.10.2008 22:32 (42) Trująca gorzkość to mit. Wcinaj jadalne grzyby na surowo, jak pieczarki, nie zaszkodzą. Byłby juz dawno spokój z browarnymi, gdyby ta legenda gorzkości miała jakiś związek z rzeczywistością. Gotowanie nic truciznom grzybowym nie robi, bo są one nierozpuszczalne we wodzie. Miałem ciekawszy tekst, ale mi wcięła mycha, żarłoczek mały bez ogonka DEUlafia Środa, 22.10.2008 22:40 (43) Jak rozpoznać kamień węgielny Pewnej metody nie ma. Partie to mają łatwo, już w trakcie wyborów formułowane są listy kamieni węgielnych, oficjalnie uznawanych za węgielne. Jakikolwiek sprzeciw, że węgiel jakiś kamienny, albo mało czarny, albo za czarny, ten węgiel to jakiś taki miałki...nie są w Partii szanowane. Po krótkich zabiegach wystawia się ten węgiel tam, gdzie jego miejsce. Zazwyczaj nie jest to zbyt eksponowane miejsce, bo i węgiel przecież nie kamienny, przepraszam, kamień nie węgielny.  Należy się słówko wyjaśnienia, cóż to jest ten kamień węgielny? Gdyby ktoś się zapatrzył we wmurowywanie kamienia węgielnego pod erygację budowli z wszech miar poczesnej w dziejach bla, bla, bla... to prawda dzisiejsza. Jest to już nie kamień, tym bardziej nie węgielny, ale tuba stalowa, nierdzewna (kamienie nie rdzewieją, a mchy nie zarastają kamieniem) w niej jakiś karton, pismo z ważnymi pieczęciami, niekiedy podpisem, jeśli piśmienni. Niby to na wieczną rzeczy pamiątkę. A z rzeczy wiecznych, to wiemy, że najtrwalsze jest wieczne pióro. I jak tu go odrzucić, kiedy zamurowany. No należy się wyjaśnienie. Węgło, to inaczej róg domu. Pod narożnikami kładziono kamienie, duże, solidne, które ustalały pozycję budynku i zapobiegały zapadaniu się w ziemię. Proces ten jednak jest nieuchronny i kamienie nie pomagają. Znają ten stan Krakowiacy. Znają to Lwowiacy, a także inni z pomniejszych wiosek. Może stąd pochodzi powiedzenie zapadła wioska. Pod wpływem grawitacji opór kamieni węgielnych w gruncie okazuje się za mały. Do tego dochodzi jeszcze zdradzieckie oddziaływanie czasu, który jak źrenica w oku jest, niby go nie ma. Na budynek jednak oddziaływa (oddziaływuje niepoprawnie, oddziałuje - za mało relacyjne) i to nie ku polepszeniu, ale ku upadkowi. I tak dobrnęliśmy znowu do Partii, ale o nich to pisać już nawet nie wypada. DEUlafia Czwartek, 23.10.2008 11:06 (44) Panta rei - jak łatwe do uzmysłowienia sobie mądrości tej maksymy, która w goglach raczej wiedzie do klubu kajakowego, lub trawestacji madytacyjnych wszelkiej maści. W starożytnym, greckim Mieście DION, mury mówią umiłowaniem mądrości. Na niewielkiej przestrzeni, znajdują się tam budowle Greków. Posadzki do dziś zachwycają kolorami, a głowice jońskie są tam motywem roślinnym, dwu kielichów kwiatu podobnego do tulipana, zwróconych ku sobie. Rogi baranie występują jedynie w książkach do historii niedouczonych nauczycieli, których lenistwo nigdy nie zagnało na "świętą" skałę historii ludzi - Aeropag. Czas jest niczem: teraźniejszość rzeczy przeszłych - pamięć, TR obecnych - dostrzeganie, TR przyszłych - oczekiwanie (Augustyn). Kolejna teoria trafna, ale jak ona się ma do doświadczeń przeżyciowych. Ceramiki pierwszego z budynków Dion, to łaźnia. Szemrząca woda zabiera aporie naszej egzystencji do pamięci, przez dostrzeganie do oczekiwania następców aporii, strawy. I kiedy tak siedzisz wraz z innymi i rozmawiasz o codziennościach, o wydarzeniach na Peloponezie, że Sokrates znowu ma rogi i idzie uczestniczyć w porodach chorych głów od Tymochowicza, woda porywa rei (w liczbie mnogiej, ale nie znam greki, może reis?) i unosi do słonego morza Egejów, przeszłe, przyszłe jedzenie. Codzienność także filozofów. Wycieczka przechodzi dalej, gdzie współcześni greccy "filozofowie" z łopatami mozolą się na krzesełkach w upragnieniu siesty. Masyw Olimpu niezmiennie wisi nad tym wszystkim i czyha na nierozsądne głowy, zapominające o marności rzeczy świata tego. Tak jak mieszkańcy Dion, kiedy potok unoszący rzeczy, przybrał niespodziewanie, na dwa tysiące lat zakrywając wspaniałe budowle dumnych Greków i odcinając, ich rei od siedzisk nad panta w ustronnym miejscu tak miłych posiedzeń w doskonałym towarzystwie, nienawykłym do płytkich dociekań: wykopać nie wykopać męża stanu, jeśli zakopany - i zacz przyjaciel to nas Polaków, czy wróg był. A moja prawda jest najj mo j sza. Jeszcze mniej wiemy, mniej rozumiemy...  DEUlafia Piątek, 24.10.2008 13:35 (45) Dzięki - to taka próba, czy mógłbym pisać bloga Poczucie winy Anna Piotrowska w Rzeczy o książce (RP) robi z przypadku, głównego winowajcę wymierań gatunków na niwie doczesności przeszłej. Samo poczucie winy znane jest nam, Polakom, bardziej niż innym nacjom. Od maleńkości jesteśmy trenowani w wynajdywaniu win własnych, żałowanie, wyznawanie i więcej ich nie popełnianie. Jednak mistrzostwo nasze dotyczy zgoła innej materii. Jesteśmy mistrzami w wynajdywaniu win cudzych. Zaraz ktoś mi zarzuci antyklerykalizm - nie, nic nie mam do Kleru. Każdy pracuje i zarabia na życie jak umie. Nie można mieć pretensji do kowala, że traktorów się nie podkuwa. Nie można mieć pretensji do Duszpasterzy, że tak ich mało mamy w naszym piękny kraju. W zamierzchłej przeszłości miał miejsce fakt wymierania jednego z gatunków człowieka. Neandertalczyk wymarł doszczętnie, a zasiedlał całą Europę: od krańców półwyspu Iberyjskiego po Kaukaz. Ekspansja człowieka, czyli nas, zbiegła się w czasie z tym wymieraniem. Postępujący od wschodu (ciekawe) Homo Sapiens Sapiens, zajmował sukcesywnie tereny zamieszkane wcześniej przez naszego kuzyna. Neandertalczyka zwano też człowiekiem dobrym. Przypuszczano, że wymarł, bo był gorzej przystosowany do zmieniających się warunków klimatycznych. Koniec jego, zbiegł się w czasie z jednym ze zlodowaceń, które sięgało po południowe Alpy, zajmując większość dzisiejszych europejskich ziem. Ale wymieranie z zimna odrzucono. Autorka stawia tezę, że to człowiek afrykański (my), zawlókł jakiegoś zarazka, który bezlitośnie rozprawił się z człowiekiem dobrym. Narzędzia nasze i ich, nie różniły się bardzo. Funkcjonalnie były pewnie identyczne. Są różne, bo i ludzie ci byli różni, na tyle różne, że nie ma większego problemu ze stwierdzeniem do kogo, które należały. Paleontolodzy sądzili o prymitywiźmie człowieka Neandertalensis, jednak w miarę upływu czasu okazuje się, że to tylko zasugerowanie się, chyba konstrukcją fizyczną. Spotkanie dziś na ulicy, nie zrobiłoby na nas większego wrażenia, takie gęby nieraz już widzieliśmy, krępy, niskie czoło, wały nadoczodołowe, szeroki nos i silne uzębienie (kalisz?). No chyba, że byłby w stroju z epoki (tego proszę sobie nie wyobrażać). Zajmował się myślistwem i zbieractwem, pewnie migrował zgodnie z porami roku, jak jeszcze 500lat temu Indianie z Nowego Świata. Pani Piotrowska stawia na koniec tezę, że rozwiązania zagadki musimy szukać dalej. Już wiecie o czym chcę napisać? Stawiam tezę, aż nazbyt oczywistą, na ile jestem dzieckiem z otwartymi usty chłonącym śródziemnomorską kulturę. Tak właśnie o tym pytaniu, które zadaje Bóg Kainowi: gdzie jest twój brat Abel Kainie? Historia wyginięcia Neandertalczyka pasuje doskonale do biblijnego przekazu o grzechu i poczuciu winy. Na nas i na dzieci nasze spadł grzech pozbawienia życia Abla, naszego lepszego brata. Myślę, że był dobry i właśnie dlatego został, sukcesywnie konsumowany przez nas, Kaina, aż zjedliśmy ostatniego z Ablów. Już go nie ma. Jedynie w różnego rodzaju tryllerach przewijają się archetypiczne postaci, pokazujące, że i dziś jesteśmy zdolni do wszystkiego, nawet do złamania i tego Tabu. DEUlafia Sobota, 25.10.2008 15:42 (46) Czynsz za ostatnią parcelę Rodzimy się nadzy i bez niczego odchodzimy. Nawet ten kawałek ziemi, który skrywa nasze nędzne resztki nam się nie należy. Zachodziłem w głowe skąd te ludzkie śmieci trafiają na ołtarze, jak to jest z relikwiami. W piosence o św. Jerzym, Jacek Kaczmarski wyśpiewał swój sprzeciw względem temu zwyczajowi: dzielenia i wleczenia kości po całym, naszym świecie. Jacek nie znał chyba kultury np. Greków. W krajach tych (także na Kubie), grzebie się zmarłych w grobach rodzinnych. Cmentarze są małe i wyglądają jak zwarte blokowisko. Jednakowy kolor nagrobków, już to białe ,już to czarne, całe cmentarze jednolite - nie byle jakie, marmurowe. Po trzech latach od pogrzebania, rodzina ekshumuje nieboszczyka kości. Specjalnie wynajęty człowiek, szczotą i pod wężem z wodą szoruje je na glanc. Nie, nie za darmo, jest sowicie wynagradzany, trzy lata, to dość krótki okres czasu, by wszystkie organiczne przypadłości zdołały ewaluować do niebytu, do natury. Potem składane są kości w białej szacie, albo mniejszej trumience w kryptach kościelnych, na wieczność. Pewnie na jakieś 150 lat, znając miarę ludzkiej wieczności. U nas corpus delicti (przez c, przypomina lis) w trumnę, trumna w dziurę w ziemi, na to piach, a i co bogatsi jakiś budyneczek z materiałów budowlanych - okazja do ekspresji artystycznej i sprawdzian gustu. Do tego administrator (to nie do Ciebie Agnieszko), życzy na 20 lat za wydanie aktu nekropolitalnego. Tyle lat nikt nie tknie twoich murów. A jeśli leżysz już poniżej trotuaru, to masz coś naprzeciw? Lepiej nie drażnić plebana, bo gotów nająć buldożera. Na wsi jest spokojnie, ale w mieście zdarza się, że opłata była, a po grobie, zwłaszcza przy ładniejszych alejkach, ani śladu. Co ma do tego Ksiądz? Moim zdaniem nic. W czasach, kiedy liczy się budowanie kościołów i plebanii, a nie Kościołów, już nie dziwi.  I tutaj mógłby ktoś powiedzieć, że kapłan dbać ma o zachowanie obrządku i porządku, by ateista i innowierca nie przynależał do tego cmentarza katolickiego. Po co Kościołowi cmentarze, czy Katolicyzm jest Kościołem umarłych. Z tego tylko kłopoty i kasa. Mnie położą na małym wiejskim cmentarzu, który jest tu wiek, wieka, a parafialni nieczęsto zaglądają. Czasami możesz tu zobaczyć Ojczulka (nie popa, to jak na księdza powiedzieć klecha), ale coraz rzadziej, bo i wschodnioobrzędowców coraz mniej. Nie wiem, czy w tym roku zobaczę modlitwę za zmarłych po wschodniemu, a chciałbym. Będę głosić tę prawdę nikomu niepotrzebną: cmentarz, kościół, kapliczki przydrożne nie należą do Rzymu - niech więc martwią się o nie lokalni. Nie bierz Katolicyźmie brzemienia z którym Ci nie po drodze do zbawienia żywych. Grzebanie zmarłych pozostaw umarłym.  Już nie rażą mnie ludzkie kości po ołtarzach, oswoiłem się ze śmiercią. Zapach ziemi stokroć piękniejszy od cmentarzy żywych. Po kryptach ukryte relikwiarze na drogę przez Styks, wiedzie nas ślepy Haron za blaszanego obola w usta. DEUlafia Poniedziałek, 27.10.2008 13:04 (47) DEUlafio, nie wiem, czy w Tobie jest więcej Woody Allena, niż w nim więcej DEUlafii?:-)) dokholidej Poniedziałek, 27.10.2008 15:35 (48) DEUlafia, "konsumowany przez nas, Kaina, aż zjedliśmy ostatniego z Ablów" Mów za siebie. Nie wiem kogo Ty tam konsumujesz w domowym zaciszu, ale poczytaj sobie Biblię i dowiedz się, że podobny do Adama był Set, a nie Kain. Marzanna Poniedziałek, 27.10.2008 22:30 (49) Nie wiem Marzanno o jakim Secie mówisz, syn Noego? Celowo nie wprowadziłem dat do tego fragmentu, a teza o konsumpcji jest bardzo niepewnym domniemaniem, po prostu mógł HomoSS go wybić z przyczyn np. ekonomicznych:) Homo Neandertalensis zniknął z Europy około 30 000 lat temu. Jasno widać, że o Żydach, a tym bardziej bankierach nie mogło być mowy. Fakt jest faktem Człowiek Dobry zniknął bezpowrotnie. Znaleziono stanowiska ze szczątkami Neandertala sprawionymi jak zwierzyna łowna "kości czysto objedzone". Jest też teoria dopuszczająca krzyżowanie się tych gatunków, równie niepewna, jak moja o zjedzeniu. Trisomia występująca niekiedy, uznawana jako patologię, być może jest tym śladem. Wszak naznaczeni nią ludzie są tak dobrotliwi, pozbawieni wyższych nienawiści, podstępu - kierują się podstawowymi potrzebami, np. przytulaniem. DEUlafia Wtorek, 28.10.2008 10:57 (50) Tak, tak, o synie Noego. Tego samego, który przepłynął ocean na Arce Przymierza. Marzanna Wtorek, 28.10.2008 11:17 (51) Co za lekkość kpienia z Biblii - podziwiam. Adam żył 930 lat - załóżmy że prawda, istnieje prawdopodobieństwo, że cofniemy się do 30 tyś. lat wstecz. Jednak maleńkie sprostowanie - kiedy powstały księgi Biblii? Drugie pytanie, jak traktować Asyryjczyków, którzy 6000 lat temu pisali na swoich tabliczkach o potopie. Czy to ten sam potop? Czy Żydzi znali Legendę o Gilgameszu? Dlaczego tak bardzo nienawidzili Babilonu, że aż zaadoptowali sobie jego historie? To, że Set syn Adama, był tak podobny do Abla może coś znaczyć , może nie znaczyć nic. Ojciec stracił dziecko, Bóg dał mu nowe, lepsze - tylko co to ma wspólnego z Neandertalczykiem? DEUlafia Wtorek, 28.10.2008 11:41 (52) DEUlafia, czy Ty przypadkiem nie uważasz się za ostatniego przedstawiciela wymarłego gatunku neandertalczyków?.  Jeśli tak, to w porządku. Ale jeśli chcesz udowodnić, że neandertalczyk to całkiem odrębny gatunek, to znowu majstrujesz wokół stworzenia człowieka. Marzanna Wtorek, 28.10.2008 12:00 (53) Dobrze żeś doczytało o Secie. Marzanna Wtorek, 28.10.2008 12:02 (54) Arystotelesa "Rozum praktyczny wychodzi od tego, co ogólne, od dobra w ogóle, jako celu postępowania...Stoi pod znakiem zapytania: co powinien, tu i teraz uczynić? To na co jest skierowane dążenie, jest punktem wyjścia rozumu praktycznego, jego punktem końcowym jest początek działania". Однажды весною, в час небывало жаркого заката, в Москве, на Патриарших прудах, появились два гражданина - odpowiedź, siadamy na ławce, oddając się uczonym dysputom, na temat najnowszych wydarzeń w polityce, czy literaturze. Tylko polityka i literatura, to plotki o politykach i literatach. Dziś nikogo to nie obchodzi, a na pytanie domokrążnego ankietera odpowiadamy, podoba się nie podoba, bardzo nie podoba, zdecydowanie podoba. Nie ma już wagi samo pytanie, zastanawianie się nad przechodzeniem sumienia w działanie jałowe i duszne. Cukier niesłodki, a ogórek za mało zogurcony o poranku. Mimo przechodzi zbity pies, bezrobotny, 34 raz powracający z pupu, bo tego wymagają i nie spodziewaj się nic w zamian z bezpłodnego państwa.  Jedność psychofizyczna, marzenie niespełnionych holistów. Coraz bardziej widać schizofreniczną naturę człowieka. Obok umysłu i świadomości, buzują hormony, siła napędowa, tego durnowatego świata. Jeśliby nie było napływu śliny na widok krągłego ciała, albo rozszerzonych źrenic, pod wrażeniem włosów wystających zza koszuli, ludzie już by nie istnieli. W takim momencie przychodzi mi wspomnienie prawdziwej Ukrainki, której para bucha z pod pach - taka nadobna i prawdziwa. Niestety Ukrainki, które na zagonkach ziemniaków pochylały się w poszukiwaniu zielska, niegodnego sąsiedztwa tej życiodajnej psiankowatej, sterczały wypiętymi kręgosłupami. Odbierały tym wszelką ochotę. Choćby i najpiękniejsze, jak zachwycać się pięknem z auszwica. Jedyne co jest, to brak. W samej Kołomyi nie było już tak źle. Starożytne, a potem renesansowe umiłowanie środka ma sens. Łagodzi świat, oszczędza przełyk i inne wodowody. I pomyśleć, że człowiek jest tylko naczyniem, które czasami narozlewa, czasami pobrudzi, a i tak nie to, co do niego wchodzi jest całkiem złe, a zwłaszcza którędy... DEUlafia Wtorek, 28.10.2008 12:37 (55) Trzy wesela i trzy rozwody Nie jest łatwo być matką, Greczką (Greczynką). Przeciętny Grek, kiedy już pogrzebie swojego bliskiego, wyszoruje jego kości i zje sałatkę grecką, która różni się od sałatki greckiej, że jest taka sama, ale zupełnie inna, się żeni. Mając do dyspozycji te same składniki, można zrobić coś zupełnie innego. Spróbuj np. oliwy z oliwek - nie smakuje? Pewnie kupiłeś ją w naszym pięknym kraju. W szanującym się barze, oliwę i pieczywo dostajesz do sałatki greckiej. Bułkę w koszyczku, a oliwę w szklanej ampule. Kiedy już ją zjadłeś wybierz jeszcze chlebem (białe pieczywo) oliwę, która została na dnie. Smakuje? Nie może nie smakować. Nie polecam oliwopodobnych wytworów polskiej myśli handlowej. Są to przepalone podróbki, niejadalne. Oliwa jest niecharakterystyczna, bezbarwna, prawie bez zapachu i smaku. Prawie. Drzewa oliwne sprowadzono do Grecji daawno temu, gdzieś ze środkowego wschodu i przyjęły się tak dobrze, że rosną wszędzie. Śliwki te, zielone, są obrzydliwe w smaku, cierpkie. Jednak po spreparowaniu, soleniu, podobne coś do naszego kiszenia, mają podobny smak do tych u nas. Kilogram kosztuje 3-4 euro, jeśli jednak ktoś chce zapłacić więcej to "efharisto". Feta też jest taka, ale mniej posolona i jakaś zupełnie inna. Namawiam do wybrania się na spacer po normalnym mieście. Wycieczkowe trasy omijają autochtonów, wszędzie tak jest, ludzie wszak chcą żyć jak ludzie, a nie jak eksponaty. Kup sobie bilet podmiejski i jedź do zwykłego miasteczka. Jeśli okaże się, że stolyca nie wygląda rewelacyjnie, bo w 50 tyś miasteczku ulice są zadbane, witryny ładne, a ulice i ruch na nich nie nieznośny, to żadne zdziwienie. Oczywiście i tutaj w porze sjesty stoją te...w tych swoich samochodach i czekają, by dojechać na obiadek do domu. Wielu korzysta z dobrodziejstwa jednośladów i nie czeka w korkach. I tak doszliśmy do tego, że Grek ma prawo do trzech żyć. Tutejszy kościół dopuszcza możliwość 3. pomyłek w wyborze żony. Jest to akurat taki czas, żeby się przeciętnemu mieszkańcowi Hellady nie nudziło. Klimat tutaj gorący i w takiej gorączce można się pomylić. Podobno trzeci dom, wybudowany, nadaje się dopiero do zamieszkania, tak i dopiero trzecia, grecka żona jest tą jedyną. Ale to zupełnie szowinistyczny punkt widzenia i Marzannie nie musi się podobać:)  DEUlafia Środa, 29.10.2008 10:55 (56) Wczoraj byłem w mieście. Na ścianie wisi plakat wielkości prawie takiej, jak dom, którego ściana: ksiądz na biało profilem (nie żyje już dziś), nad nim młodszy, obaj pokazani od pasa. Na lewo wypisani sponsorzy. Wśród nich gazeta (wyborcza). Temat byłby może ważki, może lotnie można by opisać, co plakat reklamuje i w jakim celu. Dziś nie. Dziś poproszę o modlitwę. Tych którzy potrafią się modlić, o modlitwę za Kardynała. Myślę, że teraz bardzo potrzebuje Waszej modlitwy...  DEUlafia Czwartek, 30.10.2008 15:50 (57) (56) "(...)w porze sjesty stoją te...w tych swoich samochodach(...)" Czyżby chodziło o to, że "tkwią te ch... w tych j...ych autach"? szybownik Czwartek, 30.10.2008 16:06 (58) DEUlafio,  z tymi egzotycznymi posmakami jest taka prawda, że wszystko co wyrasta na prażącym słońcu , a nadaje się do jedzenia, smakować zawsze będzie inaczej (czyt. lepiej:), bezpośrednio po zerwaniu, niż to, co przytarmoszone setki kilometrów, przetrzymane w chłodni, a następnie serwowane , jako "świeżutkie" w krajowym ekskluzywnym restoranie. Nigdzie u nas , nie zje się takiej fety, jak w Grecji! dokholidej Czwartek, 30.10.2008 16:36 (59) Dok, "spłaszczasz" tylko do żarcia, ja w wpisach DEUlafii dostrzegam problemy natury egzystencjalnej, chapła więcej niż może przełknąć, a tu postawa naszych rodaków jest najlepsza, proponuję zwykłą polską bezmyślność, lepiej nie będzie ale głowa ją przestanie boleć, kulpa Czwartek, 30.10.2008 17:40 (60) Nie spłaszczasz, nie spłaszczasz , bo Dionizyjskie bachanalia, to jakby nie było, Grecy wymyślili. Nie?!:-)) dokholidej Czwartek, 30.10.2008 18:01 (61) Dok, wielokrotnie tu pisałem , że jeżeli chodzi o szeroko rozumiane "bachanalia", posiadam ogromną wiedzę i w odpowiednim czasie nie zawacham się jej użyć, co do pomysłu czytałem, że to grecka adaptacja barbarzyńskiego święta jak i sam Dionizos, więc tuszę ,że dla mnie 1:0 (cholera chyba niczego nie popieprzyłem). Wracając do Deulafii tyle spraw poruszonych głęboko poruszonych, a Ty o żarciu : )  kulpa Czwartek, 30.10.2008 20:08 (62) kulpa Ty jesteś ciekawy człowiek, możesz rozwinąć ocenę o chapaniu? Co do żarcia - feta jest z innego mleka, ale to nie to - fetopodobne są przeraźliwie słone, a tamta nie. Myślę, że jest solona w innym miejscu procesu technologicznego. Same oliwki niewiele się różnią, kwestia przechowania, tam są z "beczki". Co do oliwy, to jesteśmy na niej rżnięci aż miło. Bańka 5l kosztuje ~20€ do 30, a u nas za 0,5 życzą 20 zł, zresztą towaru ekskluzywnego - a to nie oznacza zjadliwego. Na butelce łatwo zauważyć, że skład oliwy z oliwek, to zazwyczaj mieszanka różnorakich olejów z dodatkiem tego, który chcemy - to tak jak z masłem:) DEUlafia Czwartek, 30.10.2008 20:29 (63) to jest ściema! nie ma innej oliwy. Tak naukowo. Stwierdzenie "oliwa z oliwek" jest jak "masło maślane". Oliwa to słowo zarezerwowane tylko dla oliwek:) więc kiedy przechadzamy się przez półki z oliwami? to tak na prawdę pukać się w czoło trzeba z kretynizmu tych którzy te durne etykiety wymyślają. To tak między nami fanami:) crazyufo Czwartek, 30.10.2008 20:35 (64) Na starożytnych Agorach zachowały się do dziś miary na oliwę. W wyżłobienie w kamiennej szynie nalewało się miarę, by sprawdzić uczciwość ilości i jakości. Tak i dziś są ludzie, którzy fałszują ilość (majstrowanie przy etykiecie, cena za 33 deko, albo wlewa się co innego - dziś jest łatwiej, któż rozpozna ile oliwy jest w oliwie?) DEUlafia Czwartek, 30.10.2008 20:47 (65) Deulafio, sądzę, że od 22.10 do 30.10, poruszjąc tematy: pieczarek, kamieni węgielnych, Adama, neandertalu,Ukrainek pochylonych w polu,fety i oliwy, dałaś mi prawo sądzić iż poruszając tak szerokie zakres spraw, mogę użyć określenia "chapnąć" i "za dużo" : ) kulpa Czwartek, 30.10.2008 20:53 (66) "to zazwyczaj mieszanka różnorakich olejów z dodatkiem tego, który chcemy - to tak jak z masłem" kulpa, nie wolno nazywać masłem mieszanki margaryny z masłem. Mieszanki są pakowane w identyczne opakowania, mają łudząco podobne nadruki, ale zwą się mixy, extra, ostrołęckie, czy jakkolwiek inaczej, ale z pewnością nie masło. Lobby maślane to sobie, i słusznie zresztą, wywalczyło. Btw. tłuszczy. Do smażenia, poza smalcem, nie znam lepszego niż sklarowane masło. Tylko drogo, kurczę wychodzi. A przy okazji klarowania można zobaczyć różne ciekawe farfocle... ;-) Igor Czwartek, 30.10.2008 21:00 (67) DEUlafio,  feta w Grecji nie musi być mocno solona , aby zachować na krótki czas świeżość, którą możemy tam smakować i podziwiać. Jest delikatna i wyborna!!!! Przypomniałeś mi jej smak, dlatego tak wzdycham do niej, bo jest jednym z nielicznych serów , które lubię. Tak dobrej , świeżej fety, podobnie jak świeżych...fig, nie przewiezie się do domu , ze względu na ich krótkotrwałość i lotność "organoleptyczną" , dlatego trzeba je degustować "na miejscu". dokholidej Czwartek, 30.10.2008 21:55 (68) Zielona mila Jak seplenienie dziecka, mila ta zielonosc – ale temat taki łatwy i przyjemny już nie jest. Kiedyś film okrzyknięty hitem, oskary – o czym on jest? Film jest na temat frapujący tutejszych gości – dobro i zło. Tak “i”, a nie “lub”. Wniosek z filmu jest taki, że złych ludzi rozpoznajemy po brudnych zębach. Ten stereotyp przewija się w amerykańskich filmach jak mantra. Dziwne, że nie było modlitwy: “gdybym szedł ciemną doliną zła się nie ulęknę...”, nadeszły czasy poprawności i pozostał tylko podmuch pierwowzoru “idę zieloną milą, idę zieloną milą, idę zieloną milą”. Więzienny “głupek”, fantom ćwiczebny, to powtarza. Postać trzecioplanowa, czy taka nic nie znacząca. Głupkowi dużo się wybacza i to, że idzie na śmierć, że parafrazuje tekst biblijny, że kpi z rytuału przejścia – nie spotyka go za to, żadna kara, jest tylko aktorem, jako postać w filmie i jako fantom ćwiczebny...Trochę prawdy, więcej cudów, dobry murzyn, zły urzędnik – koniec happy endem: świetny film. Kara śmierci – ktoś powiedział, że to nie jest kara. Usiądźmy jednak na widowni. Widok na “szafot” jest łatwy, nienawidzę złoczyńcy, niech umiera dwa razy. Tak nie ma, tutaj jest sprawiedliwie, umiera się tylko jeden raz. Te równo ustawione krzesła, nie są wbrew pozorom aktem sprawiedliwości. To raczej dopełnienie tego, co się każdemu a (A)merykaninowi należy. Jest taka tradycja publicznych egzekucji. Mniej publicznych dzisiaj, ale publicznych. Widział już marsjan, atak kosmitów, śmierć prezydenta, przygotowanie suszi, 20000 istnień ludzkich parujących jednorazowo do atmosfery, hamburgery z podwójnym serem, cycek Jeksonówny...Obywatel ma prawo zobaczyć jak to jest: umierać. Siedzi więc na krześle i patrzy jak ten bydlak się smaży, a tu niespodzianka. Jest to co prawda, czarny, ale niewinny. Niektórzy o tym wiedzą, lub się domyślają – nic nie robią, nic nie zrobią. Podpowiemy, my widzowie – wasze córki zginęły z rąk złoczyńcy – widzieliśmy go, miał przecież brudne zęby. Cisza. Rodzice w nienawiści. Dla Katolików jest też cud, tak cudów pożądają: mała myszka z rozgniecioną czaszką ożywa, cud jest jednak niesprawiedliwy – ona była niewierząca. Idę zieloną milą, idę zieloną milą, idę zielo DEUlafia Poniedziałek, 03.11.2008 11:52 (69) Delciu - pieprz to Twoja ulubiona przyprawa. Wojtek59 Poniedziałek, 03.11.2008 12:33 (70) Lubię dobry pieprz Wojtusiu:), daje potrawom, co sól ziemi DEUlafia Poniedziałek, 03.11.2008 12:40 (71) Ale czy musisz to robić aż tak często i przesadnie? Wojtek59 Poniedziałek, 03.11.2008 12:42 (72) ...a konkretnie to co robić, a szczególnie gdzie jest przesada? DEUlafia Poniedziałek, 03.11.2008 12:43 (73) no można sobie trochę popieprzyć, wszyscy czasem to robią, ale żeby w prawie każdym wpisie...  Wojtek59 Poniedziałek, 03.11.2008 13:04 (74) Mógłbym tutaj napisać coś o Wojtku: przykładnym Katoliku, tropicielu trolli i pogan , ale po co? Tak jak w przytoczonym filmie, znajdą się zawsze ludzie, którzy chętnie zasiądą na widowni i będą krzyczeć: niech umrze, niech cierpi, niech; co ciekawe trafiają się nawet tacy, którzy usiedliby na głównym fotelu tego teatru groteski. Kiedyś oburzałem się powoływaniem "kwaśnieskich" na autorytet Karola Wojtyłły - to przecież nie Wasz autorytet. Dziś już się nie oburzam, sam nie znam jego dzieł, a Gwiazdorstwo i Cytaty bardziej już cenię od jego myśli, które (chciałby, na pewno), byśmy przyjęli, a nawet zrozumieli. Dziś myślimy schematami, stereotypami, fasadami, etykietujemy; niekiedy staramy się obrazić... DEUlafia Poniedziałek, 03.11.2008 14:05 (75) delciu, dziwi cię, że prosty traper, świeżo po zgwałceniu i zabiciu swoich małych córeczek nie zdobył się na przebaczenie? Wojtek59 Poniedziałek, 03.11.2008 14:13 (76) ...ten traper nie rozpoznał zła, niebezpieczeństwa, później jest już tylko beznadziejność i żadne reakcje nie mogą już być właściwe, pożądane. To nie chodzi, Wojtku o jego reakcję, to jest problem dążenia do odreagowania nienawiści, bólu, straty, braku nadziei... nienawiścią i agresją - dlaczego nie rozpoznał zła (jakżeby inaczej, Wojtku) przecież miało brudne zęby?  DEUlafia Poniedziałek, 03.11.2008 14:28 (77) Bambucco. Dzisiaj nuda Już starożytni Grecy sprawdzali handlujących oliwą, na okoliczność oszukańczych praktyk. Kamienne wzorce, powielone wiele lat później w Sevre, dotrwały do naszych czasów i możemy nimi sycić oczy, przecierając je ze zdumienia. Nie mówienie prawdy jest dziś powszechne. Dość te strony przyjęły różnych porad i uwag, od drzwi począwszy, na chlebie skończywszy. Skąd się ta zaraza wzięła? Większość tutejszych pamięta niesławne czasy socjalizmu, czyli komunizmu realnego. W Biblii występują zwroty o rozpoznawaniu ludzi po mowie. Tak i dziś możemy ludzi po mowie rozpoznawać. Sposób artykulacji, szczególnie akcentowanie, którego w szkole nie powinno się uczyć, pozwala na wyrobienie sobie zdania na temat człowieka ot tak. Później można przysłuchać się nieco treści. Mowa bełkotliwa, wielopoziomowe, złożone zdania, łatwość w operowaniu przypuszczeniami powinno wzmóc czujność. Człowiek uciekający od konkretów może być politykiem – trzeba wybaczyć. Trudność w odnalezieniu właściwego sensu wypowiedzi wynika z różnorakich przesłanek. A to wykrętu, niewygody, stresu związanego z wystąpieniem publicznym. Łatwość wypowiedzi, to już zupełnie inna bajka. By to coś mieć, niestety potrzeba mieć wyrobiony światopogląd. Może on meandrować, modne słówko dyskurs, podlegać przetwarzaniu pod bieżące zagadnienia. Takiej osoby nie da się przyłapać na kłamstwie. Jeśli ktoś próbuje, to niemądra taktyka. Osoby bazujące na cudzych światopoglądach często mają problem w wysłowieniu się, rozwinięciu, mogą zmieniać zdanie, lub nie widzieć, dlaczego tak twierdzą. Wtórniki wcześniej, a czasami później zirytują się. Brak stabilnego światopoglądu, to cecha konformisty – podda się on obowiązującym zasadom i nie będzie odczuwał dyskomfortu. Przyjmie poglądy wyznawane za swoje, szczególnie zdesperowani, gotowi są na wyrzeczenia w imię wyznawanych idei (ideologii). Może to być używanie nielubianego kosmetyku, jedzenie nielubianej potrawy, nie picie. Zazwyczaj dają o tym znać otoczeniu, zyskując podziw i jeszcze większą sympatię. Nie zdarzyło mi się jeszcze, by ktoś taki przyznał się do błędu, a przyznanie się do błędu przez kogoś traktują tryumfalnie, jako zwycięstwo ostateczne i bezdyskusyjne. Łatwo jest żyć ludziom wyznającym cudze poglądy, niczego nie ryzykują. Porażka wyznawanego światopoglądu grozi tylko cudzą porażką. Łatwiej nie wyznawać nic. Prawda jest przejściową niewygodą, a wartości ograniczają się do zer na jakimś papierku. Jeszcze 30 lat temu jedliśmy chleb, kiełbasę, parówki, których często brakowało, ze smakiem. Dziś to wszystko jest, w nadmiarze, nie ma jednej rzeczy: smaku. Dlaczego w tamtym ustroju nie opłacało się oszukiwać na jakości? Nie opłacało się kłamać, nikt kłamstw nie był ciekawy. Wszelkie oszustwo było nośnikiem niechcianych idei, które mimo to wyznawało przynajmniej 5 mln ludzi w naszym kraju. Ci ludzie wyginęli? Nie to nasi rodzice, dziadkowie, skrywający ze wstydem czerwone książeczki, a z dumą pokazujący odcinki z banku. A nasza mowa jest właśnie taka, silny akcent na ... – to nasz kraj. DEUlafia Wtorek, 04.11.2008 15:52 (78) Dzisiaj napiszę Wam o Królu z książki Sant Exiperiego. Dlaczego to opowiadanie. Trudno powiedzieć, wynika z czytanych na tych stronach bajek. Nie bez znaczenia jest fakt, że Antoin był Katolikiem. W innym wątku były skargi, że to powiastki nie do przeczytania, nie do zrozumienia. Są one dość proste, pomimo narracji inno osobowej. Włożenie części dialogów w “usta” postaci (zwierząt), to zabieg znany już Ezopowi. Gdzie tam Ezopowi do polotu Antosia...no i to przecież bajki... Książę poprosił Króla o to, co lubił najbardziej na swojej małej planecie. Pozostawił tam zarozumiałą Różę, pozostawił też tęsknotę, którą gasił wyobraźnią i nadzieją. Król zgodził się na zachód słońca, którego zażyczył sobie Mały Książę. Jednak nie uczynił tego od razu. Król: musimy z tym zachodem poczekać. Poczekać? Na co? Na sprzyjające okoliczności. Sprzyjające okoliczności, to oczywiście odpowiednia pora. Bo jakżeby, nawet Król, nawet w bajce, mógł przyspieszyć zachód słońca. Nawet na tak małych planetach, jak w tej książce, wschód i zachód słońca nie zdarzają się ciągle. Czasami trzeba na nie poczekać. I o tym właśnie mówił Król, jako sprzyjających okolicznościach. Król nie od tego jest Królem, by wszystkie jego zachcianki spełniały się na pstryknięcie palcami. Król był bardzo zadowolony z wizyty Małego Księcia, do tego stopnia, że poprosił go, by został jego poddanym. Więcej, nalegał bardzo, wręcz żądał prawie. Co prawda Król żył z dużym problemem, mianowicie jego ciężki tron stał w jednym miejscu i z tronu można było obserwować jeden zachód słońca dziennie. Mały Książę znał sposób pomnożenia zachodów słońca, wystarczyło iść za słońcem, które zachodziło. Ale słońce Jasia nie olśniło, chrzęścił pod stopami złoty żwir – wlazłem żech w Głupiego Jasia... Skąd my to znamy? Sprzyjające okoliczności. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, Król był królem tylko umownie w swoim malutkim świecie, a najbardziej upragnionym przez niego, był poddany. To nie korona czyni Króla, to poddany. Wydaje się jasne, że Król bez poddanego to jedynie fasada i wydmuszka. Proszę dokonać ekstrapolacji, którzy są do tego zdolni oczywiście, postawcie w roli poddanego siebie. Ilu każdy z nas ma Królów?  Podobieństwo osób i postaci jest zupełnie nieprzypadkowe, zgodność z oryginałem zaś przypadkowa, bo jak można spamiętać wszystkie fakty z książki czytanej 25 lat temu nazad? DEUlafia Środa, 05.11.2008 11:36 (79) (66) wykręciłeś się ptaszku wiem, co chciałeś mi napisać, myślę że zrobiłeś dobry uczynek nie kłamiąc i nie mówiąc o swoich pierwotnych odczuciach. Człowiek o ugruntowanym światopoglądzie się obroni - ten bazujący na cudzych ideach będzie w kłopocie - pozdrawiam. DEUlafia Środa, 05.11.2008 11:40 (80) Natura człowieka Przyzwyczajenie jest naturą człowieka. Idziesz rano po bułeczki i mleko, masełko nieco dłużej się przechowuje. Mleko ostatnio też, ale dziś o wartościach. Wolność – liberalizm. Socjalizm-równość. Katolicka nauka społeczna-człowiek. Każda z tych wartości wydaje się ważna. Jednak nie byłoby sporów ,ani wojen podjazdowych na Wiejskiej chociażby, gdyby każda z tych wartości nie predestynowała do najejszej . Liberalizm radzi sobie jakoś z oddaniem części wolności człowieka państwu, ale już ma kłopot z pojęciem dobra wspólnego. Podaż i popyt realizują wolnościowe idee. Kumulacja kapitału przeczy jednak zasadzie samoregulatywności gospodarki. Niepokoje społeczne biorą się z nierównowagi, z niezaspokojenia szczęśliwości znacznej liczbie liberalnego państwa, obywateli. Socjalistyczną równość przerabialiśmy przedtem. Równo od każdego, pobierano, czego nie posiadał, a posiadanie było pejoratywem i nie cool. KNS stawia człowieka, czyżby? Może jednak na ołtarzu jest Bóg? No tak, ale Bóg był człowiekiem, umarł za nas. Tutaj to już się tak narobiło, że naprawdę trudno rozebrać. Ta teoria prowadzi do antropologii i tradycji, poprzez pojęcie dobra wspólnego. Z uwagi na celowość, a o tej na tych stronach, aż nadto było “rozjaśniane”. We wszystkich tych systemach wartością uniwersalną okazuje się pieniądz – to z praktycznych obserwacji. Liberałowie tak kombinują z prawem, by wystarczyło i dla tych co na górze, a w zasadzie tylko dla nich. Socjaliści już dawno odkryli, że wszyscy są równi, ale świnie są zdecydowanie równiejsze. Zaś zwolennicy KNS-u zainteresowani człowiekiem, jakąś dziwną słabość mają do gruntów, a zwłaszcza tych, na które składamy swoje marne kości. Niech żywi nie tracą nadziei. Człowiek z natury jest słaby, pije piwo, śmieje się z okrągłych słów, które nic nie znaczą. Spotyka się czasem z przyjaciółmi, coraz mniej znanymi, pobłażliwie przytaknie Wojtkowi, westchnie do Marzanny, albo maha. Pozazdrości zdrowego podejścia do życia kulpie i Igorowi, który pozostał rymaszem. Cor podskoczy i nastawi drugi policzek milhafre, bardzo chętnie. Ender jak zwykle się obrazi, aby potem się odbrazić na dobre, czasami zajrzy m@rcos do wątku Magnusa, założonego przez Arendila (co by to nie miało znaczyć). A zyrafka patataj patataj na zielonych marsjańskich łąkach, przejazdem nawiedzanych madmaxem z wielgachnym axem. Tak to jest, miało być o wartościach, a skończyło się podlizywaniem i nic na to nie poradzisz nad wszystkim czuwająca opoko tej strony – kobieto (chyba po hiszpańsku). DEUlafia Czwartek, 06.11.2008 17:33 (81) Tajemnica Wiedziony podpowiedzią przyjaciela, czytam opowiadanie. Historia przyjaźni z przełomu wieków (poprzednich). Nicią przewodnią są miejsce i czas, a trzyma w ciekawości tajemnica. Wcale nie musi jej być. Przyjaźń powstała, trwała, została zaakceptowana sojuszem jednego z nich, błogosławieństwem ojca drugiego. Byli zupełnie różni. Łączyła ich słabość. Jeden, urodzony żołnierz z bogatej rodziny, drugi artysta, zaklęty w mundur. Spotykają się po czterech dekadach. Jeden chce się pożegnać, drugi poznać tajemnicę ucieczki w tropiki. Rozmowa odbywa się w jakiejś odwiecznej ceremonii, przy stole z magicznymi przedmiotami, które stały tutaj także czas temu. Dygresje biegną swoimi ścieżkami. Nie wiem jakie zakończenie przewidział autor. Dla mnie też jest to tajemnica. Nie wiem nawet, czy istnieje, czy też pół życia bohater spędził na trwonieniu urojeń. Przewijającym się motywem syndrom bliźniąt w łonie matki, na wieki połączonych wspólnym losem. Chociażby i żyli w dwóch stronach świata, o tej samej porze, w tej samej godzinie, los da, lub odbierze. Autor miał jakąś obsesję bliźniaczą. Może był związany takim losem, albo ktoś z przyjaciół, krewnych zaczepiony był o drugiego lina przaznaczenia? DEUlafia Piątek, 07.11.2008 18:40 (82) Książka dobiegła końca, wydźwięczał monolog, jeden z dłuższych monologów. Pożądanie poznania drugiego człowieka może trwać nawet 40 lat, nawet pół życia. Pisanie o książce, słowie, jest o wiele trudniejsze od opisywania obrazów. Wizualizacja, tutaj, musi być pełna. A napisać tak, jak chciał autor, to juz zostało napisane przez niego. Ja tu na nic. Opowiadanie dąży do kolejnej strony, przewijają się wyobrażenia przeżyć. Staram się i nie potrafię, stawiam się w sytuacji tego drugiego, słuchacza – też był Polakiem. Jeszcze bez ojczyzny, a potem z ojczyzną, ale niemocen przyznać się do niej. To daremne. Piękny epizodzik odrzuconej córki, jak kamień węgielny na innej budowie. Oczywiście, to we mnie ma się zwizualizować. Książka ma poruszyć wyobraźnię, dokonać tego, bym chciał, bym mógł. Niewiedza, niewierność, niepewność, mizerność. Pazerność i błahość, z pakości, Pakość. Dążenie, cierpienie, iluzja, gnębienie, cienie. Spalanie, ciężary, na planie, zadry, cierpienie. ŻAR DEUlafia Środa, 12.11.2008 14:58 (83) Byłem dzisiaj w domu wariatów. Nie nie, jeszcze nie jako pacjent. Moja znajoma W., targnęła się, a chorych trzeba nawiedzać. Tylko, czy na pewno ona jest chora? Spotkałem tam znajomego doka, człowiek, który nie mógł być lekarzem, musiał zostać psychiatrą. Może nikomu nie zaszkodzi. W ogóle to równy gość, wypije, zje , pogada. Po kawie poszliśmy do ogrodu. Wariaci wymyślili fajną zabawę: rzucanie kamieniami. Tutaj dok mnie zostawił, a przypięła się wesołka z downem, też znajoma, niestety z atakami agresji. Moja znajoma dostał leki na sen i trzeba było nieco poczekać, więc obserwowałem wariatów. Potem zacząłem rzucać w nich kamieniami. Szybko się okazało, że nie wszyscy są wariatami. Kilku zaraz poleciało na skargę do sanitariuszy, Ci oczywiście im nie uwierzyli, pomimo pokaźnych "owoców" mojej zabawy. Niektórzy z nich wprawili mnie jednak w podziw. Najgodniej kamienowanie znieśli dwaj Chrystusi i Napoleon. Najmniejszym zasobem godności uderzał rycerz Jeday, który spierniczył zygzakiem, a potem odrzucał się zza węgła patykami i także kamieniami, pluł sobie na brodę i ubranie - cóż za brak godności. Moja znajoma przyszła. Usiedliśmy na ławce. Na szczęście wariatów wywiało, pojawił się Mojżesz, z drągiem nie kijem. To jakiś dom wariatów, pozwalają na noszenie niebezpiecznych narzędzi. Cześć. Dlaczego to zrobiłaś? Nic. No tak, głupie pytanie. Dopadła Cię beznadzieja i nie mogłaś się ruszyć, gdzie indziej, jak do szafki z przyprawami, trzymasz tam też leki. -Ten świat nie ma sensu-sen, jedzenie, spanie, robota i tak wkoło, aż do emerytury? Nie bawi mnie seks, prochy i winno się przejadły. Przeczytałam już chyba wszystkie książki. Każda następna wydaje się być złożona z kawałków tych, które już czytałam wcześniej. W radio ...a w tivi sam wiesz, nie chce się nawet wracać do domu. Myślałam, że to łatwe. Okazało się, że Bóg jest chytry. Część tabletek to podróbki i dlatego jeszcze rozmawiamy. -Kiedy wy-, czy chcesz wrócić? -Ten świat jest przyjaźniejszy. Nie muszę. Nic nie muszę, wszystko co zrobię jest normalne. Nikogo nie dziwi zegar chodzący w lewą stronę, że herbata nie parzy, choć ja lubię, lubiłam parzącą. Nie chcę wracać, tu jest łatwiej, bezpiecznie. Nie pakują we mnie leków, muszę tylko rozmawiać, 2h dziennie na terapiach, ale nic nie muszę. Jest mi tylko smutno. Może jutro pomyślę. Była u mnie Basia, przyniosła placek i dobre nowiny. Nie bardzo dobre, złe - mój piesek został przejechany przez samochód, nie zorientował się, że ja żyję, podobno wył potem całą noc i dzień. Potem pobiegł na drugą stronę, jakby chciał zdążyć. Nie zdążył. DEUlafia Poniedziałek, 17.11.2008 21:16 (84) Posiedzieliśmy pod wiekowym klonem, który jeszcze gubił liście, godzinę, dwie, nie pamiętam. Tak dobrze posiedzieć na ławce obok kogoś bez dialogu ze światem. Całkowita ambiwalencja. Z za parkanu dochodziły odgłosy ogłupiałego miasta w pędzie donikąd. Siedzieliśmy na ławce, osoba, którą znałem kiedyś, która nie żyje i ja, znajomy z kiedyś tam. Pierwszy człowiek, który oglądał pieska, którego już nie ma, którego pozbyłem się, jak robi to większość zaskoczonych hodowców małych zwierząt. Z siedzenia wyrwały zapalające się latarnie, nie wiedzieć czemu dopiero teraz, głos wzywający na kolację i porcję zrównoważonego dobrostanu. Wstała, bez pożegnania odeszła w stronę głosu. Nie pozostało mi nic innego, jak powrócić do domu wariatów, tego codziennego. Codzienny lęk w chwili przybycia listonosza, niezdecydowanie w niepodejmowaniu kolejnych decyzji. Kto jest bardziej wariatem, oni tam, za tymi murami materialnymi i nie, czy my tutaj? nachalnie wbijający się w życie, przytulający do banków, które wypluwają ze ściany nic nieznaczące usprawiedliwienia talentów. Miłość własna i święty spokój nie pozwalają wyprowadzić się z młyna potwierdzeń i zaprzeczeń. Nic za nic, bezsłowie za brak słów. Konsolidacja destrukcji w budowaniu bezsensów, które nieuchronnie kończą się pyłem sycącym wiatr. A co kiedy wiatr ustaje... DEUlafia Wtorek, 18.11.2008 11:57 (85) ja czytam... kulpa Wtorek, 18.11.2008 20:06 (86) miło mi DEUlafia Wtorek, 18.11.2008 20:39 (87) cała przyjemność po mojej stronie, :-) kulpa Wtorek, 18.11.2008 20:47 (88) Uprzedzenie Otworzyłem oczy, no tak, moje ulubione. Jadę do Olsztyna. W przedziale toczy się rozmowa na różne tematy. Ludzie się zapoznają. Także on powiedział, że jedzie do..., a jedzie z Czeczenii. Wpadłem w niejakie przerażenie. W przedziale zapadła grobowa cisza. Iście grobowa. Do końca podróży nikt nie zamienił już zdania. Facet poszedł gdzieś sobie. Tak właściwie, to nie wiadomo, czy był to rusek, czy nie. Pewne, że w wieku poborowym i mógł być zaznajomiony z wojennym fachem. Jak telewizje przekazują, obie strony, nie stronią od różnorakich metod eksterminacji. Pierwszy raz w życiu byłem tak blisko śmierci. Tak blisko tabu, które dziś jest zamykane w prosektoriach. Ciałami naszych bliskich zajmują się zupełnie przypadkowe osoby. Raczej z nizin moralnych, niż z drugiego końca. Nic to nie przeszkadza. Mam przemożne przeczucie, że on obcował ze śmiercią, był naznaczony "znakiem bestii". Przeczucie, które do dziś pozostało mi w pamięci. Kiedy tam wracam jest wciąż dotykalne, realne, jak ten kot obok mojej myszy. Jak lubię rozmawiać podczas podróży, tak tamta była, bodajże ostatnią z taka przedziałową rozmową. Niepokój pozostał i będzie mi już towarzyszem do końca dni. Kiedy czytam, że już nie będzie " nie zabijaj", a mędrcy wpisali " nie morduj" - sam nie wiem. 5. przykazanie dotyczy więc ludzi i to jest prawdziwe tłumaczenie tekstu z kamiennej tablicy. Biedny prorok, dwa razy musiał się fatygować na górę, by przynieść znak przymierza. Jak kumotrowi, dobry Bóg "dał" mu drugi komplet tablic, a wierni, tym razem byli grzeczni. Już nie odlali sobie figury Baala, pod postacią byka, ale cierpliwie czekali na powrót Mojżesza. Biblistom umknęła niewielka prawda biblijna, że przykazanie dotyczyło tylko narodu wybranego (notabene także przez niejakiego Adolfa został on wybrany). Nie zaś ludzi. Bo jaki to dla Żyda człowiek - goj. Goj to goj i tak mu trzeba czynić. Tak moje uprzedzenie zrobiło się potrójne, pomimo, że rodziło się podczas czynności niewinnej, ciekawej i pożytecznej. Interpretacja trąci relatywizmem. Jak Kościół (Episkopat zatwierdził (pobłogosławił) wydanie Biblii) wytłumaczy takie zmiany jak ta wiernym? Jest to relatywizacja Dekalogu i żadne tłumaczenia nie zmienią faktu. Dopiero czas pokaże, czy wierni coś na ten temat mają do powiedzenia, czytaj postępują wg "nowego" Dekalogu, czy zostaną przy starym. Pokażą fakty, wskaźniki zbrodni (a mogłem nazwać to "mord", doceńcie, nazwałem " zbrodnia, zbrodnia"). Oby żadne z nas nie było przedmiotem statystyk. DEUlafia Środa, 19.11.2008 12:02 (89) (56) Sałatka grecka o jakiej piszesz nie jest możliwa tu. Wielokrotnie próbowałem. Zawsze namiastka mi wychodzi. Chyba znowu muszę tam pojechać. Nie wolno mi tego smaku zapomnieć. Jacu Środa, 19.11.2008 15:58 (90) Ważna jest ta ich sianowata bułka chleb, ja lubię maczankę oliwną, podstawa wyżywienia ichnich biedaków. DEUlafia Środa, 19.11.2008 16:07 (91) Pozwolisz, że bez pośpiechu jak do tej pory będę się wczytywał w to co piszesz? Nie umiem tego czytać hurtowo... Jacu Środa, 19.11.2008 16:13 (92) Niekoniecznie zgadzam się ze wszystkim ale co nieco rozumiem. Jacu Środa, 19.11.2008 16:14 (93) (91) Ja też... Jacu Środa, 19.11.2008 16:42 (94) Mały Książe to bardzo trudna bajka....a może nawet łatwa, tylko, że nam trudno ją zrozumieć.... Jacu Środa, 19.11.2008 16:44 (95) Wysiadłem na Północnym. Lubię ten dworzec. Długą ulicą dochodzę w końcu do...Po przeciwnej stronie miasta, dziwnym wykrętasem wiedzie droga na Mrągowo. Parę razy zdarzyło mi się tamtędy jechać. To droga dla samobójców. Teraz w ciągłej przebudowie, objazd za objazdem. Co jakiś czas wariat wyprzedza sznurek, nie bacząc na jakiekolwiek znaki, ani dobry zwyczaj. Trafi kiedyś na swojego, zawsze trafiają, to tylko kwestia czasu...Dzwonię domofonem. Jerzy jest w środku, nie ma teraz nic do roboty. Wiesz ilu głupców mieszka w Olsztynie? Nie, nie wiem dokładnie. Podstawi mi zdeptane z lekka kapcie, wzuwam. -Poznać mogłeś liczbę głupców z gazet, wynosi ona 18348 osób. Tylu Twoich zwolenników poszło do referendum. Wiedza przeklęta. Masz tylu zwolenników, co z tego, kiedy większość z nich to nieprzeciętni głupcy. Tylko nieco ponad 2% dzieliło cię od pozostania na fotelu. Nic to, masz tutaj co przykazano mi przekazać. Wręczyłem Jurkowi teczkę aktową, zasznurowaną. Mogłem ją otworzyć, ale domyślałem się, że zaufanie w takich razach mierzy się włosem. Poszedł do sąsiedniego pokoju sprawdzić, czy włos jest na swoim miejscu, był, bo wrócił w dobrym humorze. Zresztą to mogła być przykrywka wiedzy którą nagle posiadł o mnie, posłańcu. Nigdy nie przeglądałem przesyłek, jakoś tak udało mi się przejść przez życie, nie zadzierając z nikim ważnym, a wzbudzając i zdobywając zaufanie. Dyskrecja, największa z cnót w politykach i otoczeniu. Krótkie pożegnanie, żegnam i znowu siedzę w wagonie pociągu. Droga powrotna w pustym przedziale. Wschodnią poznaję po wahadłowych kursach roznosicieli browaru. Biznes stary jak kolej na Pradze. Znowu zasnąłem oparty o zasłonkę ze znakami kolei.  DEUlafia Piątek, 21.11.2008 11:46 (96) Dualizm Otworzyłem jedno oko, dziwny jegomość w meloniku, oczy, jakby za szkłami kontaktowymi, jedno to nawet chyba ma prawdziwe. Dzień dobry, nazywam się Zazazel. Miło mi. Ten dworzec Północny to chyba pomyłka? Nie, nie pomyłka, dworzec prawdziwy, nieco na uboczu i nikt go nie lubi, za bardzo, ale jest. Że w Olsztynie nie ma północnego - tak, bo ja lubię tam zachodni. Ale od razu kojarzy się ze stolicznym, który piękny będzie kiedyś. A Pan w jakimś konkretnym celu do mnie? Nie, ja tylko na pokuszenie. Przyjaciel mnie posłał, żeby Pan nie napisał o nim jakichś głupot. Był on kiedyś o mało nie zwariował, rozmawiając z niejakim Bezdomnym i nie lubi, kiedy ludzie w niego nie wierzą. Choć działać ma o wiele łatwiej. Opowiem Panu na czym polega dualizm. Nie będzie to może jakaś literackość wysoka, ale chodzi o treść tylko, a nie o te zawijasy. Kiedy On odwrócił się od świata i pozostawił ludzi samych sobie, mój Pan musiał zająć się prostowaniem ścieżek. Nieudolnie, ale jakże szarmancko. Jak wiesz Królowa zdolna była do zaprzedania duszy z miłości. Gdyby nie Łatuński i Adaś, na pewno opowiadanie o Piłacie pozwoliło by żyć z tantiem Mistrzowi do kresu jego dni. Dobro i zło nazywają się nawzajem i nie mogą bez siebie istnieć. Taki jest człowiek. Kiedy patrzysz na piękną kobietę, podziwiasz gładkie nierówności, wyobrażenie oddechu samo, daje Ci przyjemność. Najlepiej, jeśli leży na atłasach, przyobleczona w jedwabie. Ale druga strona się odzywa człowieka i to całego człowieka. W mężczyźnie budzą się pożądania, nierzadko dochodzi do widocznych znaków podobania się. Kobiety naznaczone krasą zazdroszczą, a jeszcze bardziej te poszkodowane przez los, przeżytym czasem, albo i całym życiem naznaczonych brzydotą. Nie ma co się martwić "największa potwora znajdzie amatora".Jak dobro przyciąga zło, tak zło równoważy dobro i człowiek nic tu nie może zrobić. Może usunąć się w cień. Pojechać na Bielany, by tam oddawać się pergaminom, kontemplacji i czystą szatą dopisać epilog swoich służb. Biada, jednak, jeśli zechcesz grzać się w blasku dobra, które już może świecić samo z siebie. Ty już nic do słońca nie możesz dołożyć, bo każda dorzucona gałąź, nawet w najlepszej wierze, to słońce przykrywa. Gasisz jego blask i okrywasz się hańbą grzechu Małgorzaty, naszej królowej na ostatnim balu potępionych. Każdy Twój gest jest surogatem, łyżką dziegciu... Kiedy dobry zaczyna źle czynić, Woland musi przeciwko swej naturze dobrymi uczynkami się hańbić. Przeciwko swojej naturze, przeciwko stworzeniu. I to chciałem Ci powiedzieć. Nazywa się to dualizmem, bo posiada dwie szale, które niezrównoważone, doprowadzają ludzi do obłędu. Sami już nie wiedzą w końcu: mieczem, czy ręką są. A może są tylko samym rozcinaniem mięsa, które się nie zrasta, rozbijając naczynie-człowieka, w którym oprócz dużej ilości wody, jest też gdzieś odrobina życia. Pstryk. Zanim zdążyłem się zorientować zniknął. Nic to pewnie mi się śniło, przecież nic takiego, jak to ,co widziałem, nie może istnieć. Nawet gdyby bardzo mocno wierzyło. DEUlafia Wtorek, 25.11.2008 12:47 (97) Złodzieje słów To już są zupełnie inne czasy. Dziś kradzież zegarka, portfela, czy grzebienia z tylnej kieszeni, to nic groźnego. Pojawiła się groźniejsza plaga: kradzież słów. Wpisuję etyka - wyskakuje mi w okienku środa, a w najlepszym razie Kodeks etyki takiej, czy innej korporacji zawodowej. Wpisuję debil - wyjaśnieniem jest rodzaj odmienności kulturowej, charakteryzujący się tym, że debil nie robi nikomu krzywdy, no może poza samym sobą. Kiedy jest on Policjantem np., nie widzi nic złego w prowadzeniu apteki ze środkami psychoaktywnymi pod nazwą "Dopalacze". Diler siedzi za kasą fiskalną i bije się po udach. To były przykłady z życia ssaków. Jak to się odbywa na większą skalę? Prowadzony jest lobbing, albo np. pisane są encyklopedie. Dziś i Ty możesz zostać Encyklopedystą. Że nie wiesz kto to Sokrates, Zenon z Elei, nie potrafisz, bez gugla sklecić zdania podrzędnie złożonego. Nie ma problemu. Dość, żebyś potrafił zrobić cut i paste, a reszty dokonają ludzie siedzący w cieniu, którzy to potrafią i wiedzą. Jeśli w tej encyklopedii nie ma Twojego nazwiska, to leć jak najszybciej i je tam dopisz. Nieistnienie w niej jest, prostym dowodem na Twoje nieistnienie. Jak wiadomo braku najtrudniej jest dowieść, więc żadnego problemu nie będzie, kiedy się okaże, że jednak jedziesz rowerem do sklepiku, na Twoim osiedlu i guglasz spokojnie pifko, obok śmietnika z klapą. Może nie wiesz, ale jest opatentowany, a wzór zastrzeżony. Nagle butelka pada na ziemię i rozpada się na kilkanaście zielonych kawałków. To jednak prawda Leon, że kto nie istnieje w Encyklopedii to go nie ma. Spójrz na Marka, przed chwilą pił sobie spokojnie pifko, do czasu. Już sobie uświadomił, że nie istnieje. On to nic, ale dlaczego zmarnowało się 2/3 butelki złocistego płynu? Wagony zajechały na dworzec. Zapiszczały koła. Wziąłem plecak, parasolkę i w drogę. Na peronie zorientowałem się ,że na moim dworcu nie ma już torów, pociąg jest zmyślony, a taksówki na postoju jakieś niewyraźne. Pewnie wiara taksówkarza jest taka, że trochę go widać, trochę nie. Pomiędzy uszami kołacze mi się ciągle przestroga biesa. Równowaga być musi, bo inaczej obłęd. Brzozowa aleja, niknąca gdzieś tam, nastraja, by się oderwać od czynności przestawiania nóg. Powracają do mnie duchy przeszłości. Na nasze dłonie Bóg znaki położył, byśmy znali czyny swoje. Taki znak miał być znamieniem Kaina. Pewnie jest. Jestem policzony, a znamię Kaina rozgrzewa moje czoło. "Myśli wędrują przez lufcik, by przycupnąć na parapecie." Zerwałem się na równe nogi, Wiwerda budził do siodłania. Zaraz będzie świtało, a mamy przeskoczyć za rzeczkę. Stępuję Siwego i oporządzam. Mostek niebezpiecznie dobrze widoczny. Wsiadamy i na drugą stronę. Dwieście metrów dalej motocyklista i ckemiarz. Nawet nie zdążyli się za bardzo zorientować. Posterunek to i jakiś oddział musi być niedaleko. To jakieś zagubione oddziały. Chyba mam grypę, oniryczne wizje, nieistniejące istnienia, galopada myśli... Mówią, że człowiek ma 200 000 lat. , Lucy "on the sky" 3,5 mln? DEUlafia Środa, 03.12.2008 14:43 (98) Człowiek ma tyle lat na ile się poczuwa. 200 000 powiadasz. Chyba mam mniej. A może nie jestem człowiekiem? Jacu Środa, 03.12.2008 17:56 (99) A jeśli nie jestem człowiekiem to kim, czym jestem? I kto mi odpowie? Jacu Środa, 03.12.2008 17:57 (100) O tym Jacu będzie potem, chaotyczna książka, ale zawiera ciekawe tezy nt. przeszłości Ziemi. DEUlafia Środa, 03.12.2008 18:38 (101) Wpadła mi w ręce dość interesująca książka. Jest to inne podejście do wiedzy, mitów i wierzeń. Mniejsza o tytuł i autora, skupmy się na faktach. Mapa Albertina de Virga z 1414 roku, oparta zapewne, na wcześniejszych przedstawieniach, pokazuje most lądowy od Skandynawii (pozdro Magnus) poprzez Grenlandię,aż po Ziemię Baffina (?). Inna mapa ukazuje cztery wyspy wokół Bieguna Płn. Grenlandia, jeszcze "za Mieszka"(raczej wcześniej), była zielona i nie pokryta lodem (Oronteus FInaeus-1532). Płyną rzeki i ukazują się góry. Co ciekawsze analiza dzisiejszymi metodami, ukształtowania lądu pod lodem, potwierdza prawdziwość tych map. Ludzie, prawie współcześni, oglądali Grenlandię jako ląd.  Na innej mapie Am. Płn. przechodzi w Indie. Podania o tym, że Kolumb wiedział o drodze wschodniej do Indii nabierają w tym świetle, prawdopodobieństwa. Tak, jego wyprawy na pewno nie były podróżami za rubież świata, jak z Monty Pytona. W dzisiejszym szkolnictwie niepodzielnie panuje teoria ewolucji. Próbowałem się dowiedzieć, czy naukowiec wie o czym pisze. Swego czasu, niejaki Giertych, został zjechany, przez "świat nauki polskiej" za podważanie teorii uznanej przez świat za jedyną możliwą. Napisałem list do osoby podpisanej pod Manifestem. Zapytałem:  > -czy zna Pan chociaż jeden przykład przejścia jednego gatunku w drugi. To jest wszak, sedno sporu. > Chodzi mi o fakt, zweryfikowany metodami nauki, bezdyskusyjny. Proszę nie traktować tego jako prowokację((takie niewinne kłamstwo:)), jestem zwykłym człowiekiem, który interesuje się nieco antropologią i spotkałem sie z wieloma mistyfikacjami Ewolucjonistów, np człowiek z Pitdown. Akurat nic w mediach się nie kotłuje, więc mam nadzieję na Pańskich kilka minut dla skreślenia odpowiedzi. > Z poważaniem ...  "Drogi Panie, Czas zycia czlowieka jest za krotki aby zobaczyc w warunkach  naturalnych pełny podzial jednego gatunku na dwa. Odrebny gatunek  oznacza izolacje rozrodcza, nawet jesli dochodzi do kopulacji osobnikow  dwoch roznych gatunkow potomstwo jest albo bezplodne, albo ma mniejsza  szanse przezycia. Znamy wiele przykladow powstawania izolacji rozrodczej  najbardziej znanym jest przyklad nasionnicy jablkowki Rhagoletis  pomonella ktora po wprowadzeniu jablek do Ameryki przeniosla sie z  rodzimy glogow na jablka i miedzy osobnikami zyjacymi na glogach i  jablkach jest juz izolacja rozrodcza. Taka izolacje rozrodcza wywolano  tez u muszek owocowych w laboratorium. Gdy istnieje izolacja rozrodcza to formy bardzo bliskie takie jak  kumaki nizinne i gorskie, ktore spotykaja sie w okolicach Krakowa,  kopuluja, ale ich potomstwo wymiera, dlatego utrzymuja sie dwa odrebne  gatunki. Natomiast wielka liczba gatukow ryb z rodziny pielegnicowatych  w jeziorach afrykańskich nie da sie w zaden sposob wytłumaczyc jak  powstawaniem w okreslonych warunkach wielu gatunkow w jednym miejscu. Jedna z dziedzin biologiii ewolucyjnej jest specjacja czy nauka o  powstawaniu gatunkow. W Krakowie zajmuje sie tym profesor Uniwersytetu  Jagiellonskiego Jacek M. Szymura (jacek.m.szymura@uj.edu.pl) Pozdrowienia Adam Lomnicki" Oczywiście nie fatygowałem się szukać tym tropem odpowiedzi na postawione pytanie. Co w viki? W dyskusji Makroewolucji brak dyskusji, a na stronie samej królowej stawania się, ostrzeżenie - to kontrowersyjny temat i może wywoływać ostre spory. Zaś w szufladce "brakujące ogniwa" przywołany jest Zenon z Elei i Paradoks Achillesa i żółwia, czy strzały. W realnym świecie, jak wiadomo, strzała dolatuje do celu, a Achilles przegania żółwia (choć Disney twierdzi inaczej). Paradoksy już dawno rozwiązano, ale dla umysłów mniej czujnych, takie wytłumaczenie wydaje się wystarczające, przecież każdy student słyszał o Zenonie. I to jak? Ano tak, że jeżeli znajdziemy jedno brakujące ogniwo, w punkcie "styku" gatunków, to automatycznie pojawiają się dwa nowe wakaty do obsadzenia. Nie sposób zapełnić takiej liczby pustych miejsc artefaktami z przeszłości, a co dopiero takim multum brakujących ogniw. No i nie znajdujemy brakującego ogniwa, ani jednego. Przywołuje się przykład ewolucji konia, jednak po bliższym przyjrzeniu się widać, że najdoskonalszy koń, jest istotą słabą, często ma wady i tylko niektóre rasy mogą żyć w warunkach naturalnych, pod gołym niebem, i same zdobywać pożywienie. Jasne więc, że efekt ewolucji, jeśli nawet były prawdą kolejne wcielenia konia, nie odpowiada teorii o doskonaleniu. Większość kopalin "końskich" pochodzi z...Ameryki Północnej. Przecież tam nie było koni, kiedy została "odkryta" przez Europejczyków. Ewolucjoniści zapierają się, żeby Pegaz istniał, jako gatunek, ale jak koń znalazł się w Azji wschodniej i Europie? Słabą stroną książki autora są podania i mity, na które się powołuje. Chodzi o mity Indian o powstawaniu gór na wschodzie i zachodzie Ameryki oraz wielkiego Kanionu, który nam pokazała Seniorita. Podania mówią o powstawaniu tych geograficznych artefaktów. Ludzie byli naocznymi świadkami zdarzeń. Wierzyć, nie? Nie wiem. Z Biblii wiem, że Żydzi przejęli klika podań i wmontowali w swoją Świętą Księgę. No Indianie nie przekazali nam swojej Biblii, nawet częściowo wtórnej. (Bez bulwersacji, Kościół jeszcze wystąpi). Język na dane jest upatrywany, przez autora, jako rozwiązanie zagadki. Dziś posługują się nim niektóre plemiona Am.Płn. Niestety trudno coś więcej znaleźć. "Grenlandia w językach staroskandynawskich oznacza zieloną ziemię. Nie wiadomo, dlaczego wikingowie tak ją właśnie nazwali, bo ówcześnie, tak jak i dziś, wyspa ukryta była pod dwukilometrową warstwą czapy lodowej."((źródło? wyborcza:))-Dlaczego oni nazwali ją zielona, przecież widzieli ją białą, pod grubą warstwą lodowca!!! Wydaje się, że ktoś się myli. Myli się i to celowo. 6 grudnia, w audycji PR3 z klimatycznej konferencji w Poznaniu, pani mądra (niepolskojęzyczna), połączyła globalne ocieplenie z kryzysem finansowym. Tak, to prawda, za topnienie naszych oszczędności odpowiedzialne są emisje. No takich bąków to się nie spodziewałem na takim poważnym sympozjum. Myślałem, że kryzys to dmuchanie balona finansowego, instrumentami finansowymi, nie mającymi pokrycia w rzeczach. A tu nie, to wina gazów... Najnowsza historia ludzi, tak ze 3000lat, to ciekawe zjawiska przyrodnicze, które świadczą o dużej niestabilności naszej planety. Mapa "Świata"- dysk z czasów Herodota, ukazuje Morze śródziemne otoczone wodą i ...Morze Kaspijskie połączone z oceanem światowym. To by wyjaśniało geograficzne problemy wiążące się z Wyprawą Argonautów, umiejscawianą to w Wołdze, to w Dniestrze...Połączenie z Morzem Barentsa rozwiązywałoby problem. Takie niespodzianki jak ujście Renu koło Szkocji, to żadna niespodzianka, a Loara i Tamiza, były dopływami tej rzeki. Pradoliny tych rzek do dziś leżą sobie spokojnie na dnie Morza Północnego. Co się stało? Autor upatruje przyczyny w zapadnięciu się lądu antarktycznego. Jakieś 2 km zapadła się płyta, zamieszkana przez mitycznych Hiperborejczyków. Co to za lud? Wg współczesnych Herodota, to dzikusy z północy. Analiza budowy anatomicznej ludzi, pokazuje zależność od klimatu: im cieplej, tym wyżsi ludzie, bardziej wysmukli, zimniej, krępi i z krótszymi kończynami. Neandertalczyk, bezsporny mieszkaniec Europy do ok 30 tyś lat temu, plasuje się na wykresie dalej niż Inuici w przystosowaniu do zimna. Co ciekawsze, możliwe jest, że Neandertalczyk żyje dziś, jako któreś z plemion klimatu arktycznego. Autor poddaje myśl, że jest to po prostu człowiek współczesny, przystosowany do skrajnie zimnych warunków klimatycznych. To drugie jest faktem, czekamy na badania DNA, które rozwieją wątpliwości, co do różnic pomiędzy H.Neandertalensis i H. Sapiens S. Drzewo genealogiczne człowieka, ewolucyjne, to poszczególne gatunki, które stoją w kolejce do H.S.S, niestety to drzewo, jest dziś faktycznie odcinkami istnienia gatunków, niezależnie. Nie ma brakujących ogniw. Tak więc Lucy (on the sky), pramatka z ryftu wschodnioafrykańskiego, brakujące ogniwo, jawi się jako małpa. Różnica pomiędzy człowiekiem i małpami polega na mocowaniu czaszki. Wyprostowana postawa warunkuje centralne umieszczenie otworu centralnego, przez który rdzeń łączy się z mózgiem. U małp otwór znajduje się z tyłu czaszki i jest odzwierciedleniem czworonożnego sposobu poruszania się i wiszenia głowy na kręgosłupie i mięśniach karku (bardzo silnych u małp). Australopitekus Aferensis jest bliźniaczo podobny do dzisiejszego szympansa (czaszka). Najbardziej autor, dworuje sobie z datowań wykopalisk, różnorakimi metodami. Jako interesujący przykład podaje interpretację skamieliny czaszki znalezionej przez Eda Conrada. Sławny instytut badawczy stwierdził, że to konkrecja (przypadkowe odwzorowanie). Struktura "konkrecji" jest niespodziewanie zbieżna ze strukturą kości ludzkich. Czy to dziwne? Tak, bo artefakt pochodzi sprzed 280 mln lat (wg obowiązującego datowania skał). Tak to Dewon. Grubo przed dinozaurami. Reakcja instytutu i mojego znajomego profesora jest taka sama: niewygodnymi faktami się nie zajmujemy. A ludzie myślący inaczej to irracjonaliści. Autor książki był uczestnikiem sławnej imprezy z Maciejem Giertychem w roli głównej. Giertycha ogłoszono "niemądrym człowiekiem", i odsądzono od czci i wiary. Wiary? Tak Kościół nasz, także odwrócił się od kreacjonistycznej teorii. Pomimo tego, że wiara chrześcijańska to czysty kreacjonizm, nie uznano faktów za wiarygodne. Ewolucjonizm, podobnie jak KK opiera się na dogmatach. Makroewolucja, to przykład. To jest zbieżność poglądów. Kreacjonizm realny, zaś jest niebezpieczny, bo materializuje stwórcę. Lepiej popierać religię ewolucyjną, przecież tyle karier naukowych na tym zbudowano, że to nie do końca nauka, nie szkodzi w resztę można przecież, uwierzyć. Kłamstwo ewolucji H.J.Zillmer. Ze swojej strony mogę dodać, że dotychczasowe książki nie przekonały mnie do przechodzenia gatunków. Jest to dogmat blokujący możliwość poznania drogi człowieka na Ziemi. Blokowanie wielu znalezisk, jako niepasujących, pozostawia nas na poziomie XIX wiecznego darwinizmu. Mikroewolucja to fakt, opisany i potwierdzony już przez Darwina na przykładzie ziemb. Makroewolucja była obiecującą tezą, która jednak nie ma potwierdzenia, w szczególności w genetyce (tysiące, jeśli nie miliony, pokoleń muszek owocowych w laboratoriach, nie wytworzyły nowego gatunku, wprost przeciwnie). Temat do myślenia. Mile widziane namiary na mity Indian i język na dane. DEUlafia Niedziela, 07.12.2008 14:08 (102) "Mile widziane namiary na mity Indian" - patrz, nie kupiłam... Gdzieś czytałam o starożytnej mapie świata z dokładnie zaznaczoną linią brzegową Antarktydy. Coś, co dzisiaj możemy zbadać tylko dzięki nowoczesnej technice. Chyba w książce "Pomyłka Darwina". Wprawdzie autor po wielu ciekawych przykładach dochodzi do bawiącego mnie wniosku, że jesteśmy tworem kosmitów, ale poza końcówką książka ciekawa :) Świat jest pełen zagadek i jest co badać... Seniorita Niedziela, 07.12.2008 15:12 (103) DEUlafia Fakty przmawiające za ewolucją, znajdziesz tutaj: http://www.talkorigins.org/faqs/comdesc/ Lektura raczej nie tak przyjemna, jak ta ,,twoja" książka, ale niezbędna jeśli chce się podjąć próbę oceny poważnej teorii naukowej. Oczywiście zakładam, ze masz podstawy z biologii ogólnej i genetyki.  Co do wiedzy Kolumba.  Oczywiście mozna sobie fantazjować, nawet na tym zarabiać, ale oficjalnie nie wiedział - bo nie ma na to żadnych dowodów. Tak to w nauce jest, że samo przeczucie to za mało.  Sam uważam, że NIE WIEDZIAŁ GDZIE PŁYNIE. Zdanie to wyrobiłem sobie po przeczytaniu kilku biografii Kolumba. rado Niedziela, 07.12.2008 17:58 (104) Ja nie szukam dowodów na makroewolucję, bo to jest bzdura, po prostu. Powiedz mi dlaczego dorosły człowiek, profesor, podpisuje list potępienia Giertycha, a potem pisze, że nie spotkał się w zawodzie (z makroewolucją) i się, najwyraźniej wstydzi tej postawy? Bardzo trudno znaleźć coś, co nie istnieje. Udało się coś takiego z czarnym kotem w czarnym pokoju:) Bzdury na biegunach w viki 1. Proszę o jeden (1) dowód na przejście jednego gatunku w drugi. Odp. nie ma, ale... jest kilkanaście (-dziesiąt) pół-dowodów i ćwierć-dowodów. 2. Dlaczego KK woli (makro)ewolucjonizm od kreacjonizmu? DEUlafia Niedziela, 07.12.2008 18:21 (105) ,,Ja nie szukam dowodów na makroewolucję, bo to jest bzdura, po prostu." No temat mamy prawie zamknięty :D Skrobnij tylko proszę, który z zalinkowanych dowodów (szczególnie z mojej dziedziny - genetyki) jest największą bzdurą i dlaczego tak sądzisz. rado Niedziela, 07.12.2008 19:29 (106) Deulafio No, no, szeroko i glęboko poleciałeś.  kulpa Niedziela, 07.12.2008 20:35 (107) ...a który uważasz za dowód? DEUlafia Niedziela, 07.12.2008 21:33 (108) Każdy z osobna i co najważniejsze - wszystkie naraz. Przedstawiono tam znane nam fakty (ich mały fragment rzecz jasna), z zakresu paleontologii, ontogenezy, anatomii, biologii molekularnej, których istnienie sensownie wyjaśnia jedynie teoria ewolucji. Jeśli ktoś znajdzie inne, sensowniejsze wyjasnienie, niewątpliwie dostanie nagrodę Nobla. Póki co nikt się nie zgłosił. Jeśli mamy jakieś wątpliwości co do prawdziwości tej teorii, są one tego samego rodzaju jak np. wątpliwości co do istnienia Starożytnego Egiptu. Nikt z nas tam przecież nie był - dowody są jedynie pośrednie. Może to tylko dobry Bóg robi nas w jajo i symuluje historię (tą powszechną i naturalną) dla zmylenia przeciwnika?  rado Niedziela, 07.12.2008 21:53 (109) rado, konkretnie. Ja może i jestem prostak, ale tego profesora, zrozumiałem, a on nie ma dowodów. Pisze,że (wg jego wiedzy) natura się broni przed zmianą gatunku i wygasza mutacje. Wal śmiało, może być Twoja dziedzina, postaram się kompetentnie sfalsyfikować hipotezę. DEUlafia Niedziela, 07.12.2008 21:57 (110) Nie ze mną te numery DEUlafia! Chciałbyś pewnie tak: rado:Dowodem na istnienie Starożytnego Egiptu, są piramidy. DEU:Bzdura - Profesor od Egiptu wstydliwie przyznał, że nigdy nie zaobserwowno Egipcjan budujących piramidy. Udowodnij, że to nie Pan Bog wyczarował je czarodziejską różdżką! Przeczytaj uważnie to co zalinkowałem, bo nie wierzę, że już to zrobiłeś. Jeśli masz jako takie pojęcie o biologii powinieneś coś zrozumieć. Ułóż sobie to wszystko w głowie i jeśli znajdziesz jakieś inne niż ewolucyjne wytłumaczenie przedstawionych tam faktów, daj znać. Ja w dyskusję od podstaw już się nie zamierzam bawić. Zostało już to przewałkowane w wątku Rio. Możesz poczytać.  rado Niedziela, 07.12.2008 22:34 (111)

Chcesz wstawić reklamę?

Chcesz wstawić reklamę?

Archiwum bloga