2/21/2009

Najestetyczniejsza pora roku. Biało, czysto po horyzont. Nieskalane połacie pól przykryte równo i równomiernie. Po kolejnych śniegach, tu i tam tropy lisków chytrusków. Rozgrzebane liście za mysim zapaszkiem. Sarny dokopujące się do ozimin z pod pierzyny. Spacer w stronę słońca z najlepszym przyjacielem człowieka, nieco oślepiające. A z powrotem wyraźne przypiekanie naszej, naczelnej gwiazdy w czarno ubrane plecy. To idzie nowe. Lubię zimę. Taką całą białą. Sosenki uginające się pod kożuszkiem. Te mniejsze tylko przystrojone. Lekki mróz. Zdrowo, radośnie. Jak ja to lubię.

Chcesz wstawić reklamę?

Chcesz wstawić reklamę?

Archiwum bloga